czwartek, 11 lipca 2013

Mad et Len: Lava Nobile i Poivre Sichuan

Z opisywaniem zapachów Mad et Len jestem nieco opóźniona. Tak koło roku. Nie psuje mi to jednak wcale humoru. Kilka dni temu przypadkowo wyłowiłam z brzucha mojej pachnącej szuflady pakiecik Mad et Len i z dużą radością poczęłam odkrywać na nowo te pachnidła po raz kolejny przekonując się o prawdziwości powiedzenia głoszącego że istotą szczęścia nie jest ciągła pogoń za nowym a umiejętność czerpania satysfakcji z tego, co się już ma.
Dwa wymienione w tytule różnią się jak, nie przymierzając, dzień i noc. Lava Nobile jest ciemna, chropowata i dymna; Poivre Sichuan to pachnidło jasne, miękkie, pogodne i świeże. Łączy je, poza niewątpliwą urodą obu kompozycji, skandaliczna wprost ulotność i nietrwałość. Cecha ta skutecznie hamuje moją żądzę posiadania i sprawia, że z poprzestaję na próbkowych testach tych pachnideł Mad et Len. Ale przyznać muszę, że obcowanie z nimi jest prawdziwą przyjemnością.



Herostrates



Pierwsze sekundy życia Lava Nobile sugerują pachnidło orzeźwiające i niewinne. Tak mógłby pachnieć kampaniński gaj cytrusowy w pogodny poranek, tuż przed wybuchem Wezuwiusza. Owoce dojrzewające pomaleńku, wyokrąglające się słodyczą i słońcem chwieją się na gałązkach, lekki zefirek roztrącający sztywne, śliskie listki pomarańczy obojętny na delikatne drżenie ziemi, pióropusz dymu nad kraterem wulkanu, stłumiony pomruk żywiołu, którego eksplozja za chwilę zważy kruche i świetliste kwiaty, osmali drzewka a jaskrawe owoce pokryje grubą warstwą sadzy.

Druga część tej olfaktorycznej opowieści to krajobraz po katastrofie. Zastygająca w wymyślnych kształtach lawa, dymna, lepka, gęsta, ciągliwa, pochłania łakomie pomarańczę i wydobywa z niej to, co czasami wyłazi z Le Baiser du Dragon gdy Smok ma naprawdę zły dzień. Intensywny, ostry kwas aldehydowy i mydlany równocześnie w zadziwiający sposób pasuje jednak do bazaltowej chropowatości Lava Nobile. Z zewnątrz zestalona i skrzepła skała wciąż kryje w sobie niszczycielski żar i ogień.



Nadejście trzeciej części opowieści Lava Nobile zwiastuje kwaskowe, chłodne olibanum. Moja wyobraźnia porzuca Pompeje i przenosi się kilka wieków wstecz, do greckiego Efezu gdzie szewc Herostrates stoi na stygnących z wolna zgliszczach jednego z siedmiu cudów świata, Świątyni Artemidy, którą podpalił opętany żądzą sławy i nieśmiertelności. Tlą się krokwie ze świerkowego drzewa, żarzy ofiarne kadzidło, osmalone marmurowe kolumny celują w niebo, rozgrzany a następnie ochłodzony kamień pokrył się drobną siateczką pęknięć. Zapach stygnie a jednocześnie słabnie aż zostaje z niego ledwo wonne echo popiołu.
I to już koniec tej historii, choć bogata i ciekawa trwała zaledwie kilkanaście minut. Szkoda.


Pikantna herbatka

Jeśli ktoś oczekiwał ognistego podmuchu pieprzu będzie zawiedziony. Ja też w pierwszych chwilach byłam, liczyłam na kompozycję osnutą wokół specyficznej, znanej mi z moich kulinarnych eksploracji woni syczuańskiego pieprzu, pikantnej a jednocześnie  cytrusowo orzeźwiającej i świeżej. Ona tam jest, oczywiście. Ale nie na pierwszym planie.



Chciałam oznajmić wszem i wobec, że w Poivre Sichuan znalazłam najpiękniejszą trawę cytrynową jaką dane mi było wąchać. Świeża i soczysta w otwarciu schnie wraz z rozwojem kompozycji na finiszu zatrącając o gorzką ziołowość yerba mate. 
Trawa cytrynowa stanowi rdzeń kompozycji natomiast dodatki, którymi zręcznie ją przybrano harmonijnie łączą się z nią przedłużając wonny zakres jej widma. A więc tytułowy syczuański pieprz wkomponowuje się w woń trawy swoją orzeźwiającą cytrusowością wydłuża zapach natomiast o odświeżającą pikantność. 



Herbata Earl Grey, wystudzona, słaba, ledwo bursztynowa ozdobiona listkiem mięty wpisuje się w ziołowo- roślinną frakcję Poivre Sichuan, nie dociąża jednak kompozycji i nie stabilizuje jej. Zapach jest prosty i bezpretensjonalnie urodziwy ale zupełnie przyskórny, rozwiewa się po jakichś trzydziestu minutach.
Podwójna szkoda.


Ilustracja pierwsza pochodzi zhttp://www.kiepy.pl/page/2303
drugą można odnaleźć na http://www.scarpa.co.uk/trek/
Ilustrację trzecią znalazłam na http://www.thekitchn.com/help-what-to-do-with-lemongras-62459
czwartą zaś na http://polish.cri.cn/220/2007/02/06/2@55945_1.htm

7 komentarzy:

  1. Jak to dobrze, że wróciłaś! Stęskniłam się za twoimi opowieściami. :)
    I to tak zajmującymi; poprzednia zainteresowała mnie Dziewicami i Torreadorami, których dotąd nie poznałam, dwie dzisiejsze wydają się ujmującymi "smakołykami dla nosa" (nawet pomimo postapokaliptycznych koneksji Lavy). Do tej pory obydwa zapachy Mad et Len miałam tylko razy w próbkowym koszyku perfumerii na L. ale ostatecznie z niego wylatywały, żebym nie przekroczyła budżetu. Teraz trzeba będzie zainteresować się nimi na poważnie. Prędzej czy później. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, Rybko, przyłączam się do słów Wiedźmy - ileż to razy wchodziłam na twój blog, a tam ciągle moksha... a premierę - przedwczorajszą - przegapiłam! Miałam okazję poznać Mad et Len, ale...z niej nie skorzystałam, bo skupiłam się w Lului wyłącznie na CdG...
    Szkoda trochę... Nadrobię!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie znalazłam pieprzu idealnego, ale nie poddaję się, szukam. A trawka cytrynowa... do przetestowania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedźmo, Justyno, dziękuję Wam bardzo.
    Takie słowa są w stanie rozpogodzić nawet tak pochmurny dzień jak ten.

    Wiedźmo, tak Pieprz jak Lawa są naprawdę udanymi zapachami. Ale zapachami bo nie wiem czy przysługuje im miano perfum- czy coś co znika ze skóry po 20minutach to perfumy?

    Escritora, pieprz syczuański pachnie nieco inaczej niż swojski czarny, biały albo różowy. Jest znacznie bardziej świeży, mniej pikantny, gładszy i mocno cytrusowy. Bardzo urodziwa nuta.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się, że zapachy udane, ale trwałość fa-tal-na.

    To, co Ty określiłaś w Poivre jako trawę cytrynową mnie wydaje się częścią pieprzowego spektrum, ale nie ma to znaczenia. Większość zapachów Mad et len po prostu znika ze skóry. I to jest wkurzające, bo bywają bardzo fajne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sabbath bardzo możliwe że masz rację. Co by wyjaśniało niezwykłą urodę tej nuty, rzuciła mi się w nos tupetem i charakterystycznością dla trawy cytrynowej niespotykaną. Jeśli to faktycznie spektrum zapachu pieprzu to wiele wyjaśnia.
    Znam tylko kilka pachnideł Mad et Len, chyba sześć. I tylko jeden jest trwały, Encens. I ten chciałabym mieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat ten, którego u nas w Polsce nie ma. Mam próbkę i jest naprawdę świetny. Zgadzam się.

      Co do pieprzu syczuańskiego - on nie jest pieprzem. Należy do tej samej rodziny, co cytryna, pomarańcza, grejpfrut czy limetka. Stąd moje "podejrzenia". Ale w skojarzeniu z trawą cytrynową coś rzeczywiście jest.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...