poniedziałek, 17 marca 2014

Parfum d'Empire: Wazamba

Od bardzo dawna starałam się opisać Wazambę lecz zapach ten, choć tak wyrazisty, mocny i pełen charakteru wymykał się moim opowieściom, jakakolwiek próba ujęcia go w słowa sprawiała, że stawał się płaski, przyciężki i nudny.
Klucz do Wazamby otrzymałam zupełnie niespodziewanie w rozmowie z jedną z jej najzagorzalszych wielbicielek. Napisała mi że to nieokrzesany zapach.
Tak!! To właśnie to słowo! Wazamba jest nieokrzesana, ekspansywna, pierwotna, prymitywna nieomal brutalna w swej bezpośredniości. I aż kipi od magii. Magii ciała, nieracjonalnej, dzikiej, pełnej pasji. Jest zaklęciem rzucanym w rytmicznym tańcu, w zapamiętaniu transu, w najbardziej nieokiełznanych emocjach.




Ogień w naszych żyłach




Obcowanie z Wazambą przekłada się bardziej na doznania fizyczne niż na słowa czy obrazy. Wysokoenergetyczna mieszanina gęstych żywic, owocowej słodyczy i kadzidlanego dymu wydaje się być złożeniem wszelkich doznań dostępnych dotykowi za wyjątkiem zimna. Wazambę czuje się przez skórę, zaaplikowana na nadgarstek rozszerza naczynia krwionośne, rozpełza się po ciele delikatnym, mrowiącym uczuciem ciepła. Od pierwszej chwili zapach ma konsystencję półpłynnej żywicy, lśniącej, lepkiej, klejącej palce.
Jabłka wrzucone do kotła w całości, razem z szypułkami i kilkoma liśćmi i garścią goździków, podlane odrobiną wody i gotowane powoli tak długo, aż popękają i rozpadną się w gęsty, aromatyczny syrop a owocowy cukier skarmelizuje się do postaci ciągliwych nitek. Opoponaks frenetycznie drżący, gorący, nadtopiony, pulsujący ciepłem skontrastowany gładkim chłodem cyprysu i żywicy jodły. Aldehydy, ostre jak żyletki. Kłęby wdzierającego się w nozdrza, mącącego widzenie kadzidlanego dymu. Intensywna czerwień, gorący cynober, ciekłe złoto przełożone na język zapachów.




Pierwsze wrażenie jest intensywne jak cios, bezkompromisowo bierze zmysły we władanie, wsącza się w żyły i pulsuje w skroniach wraz z krwią. Szorstki, cierpko -gryzący przyprawowy akord stanowi przedłużenie drzewnej warstwy zapachu, lśniącej od jakiegoś egzotycznego oleju niczym jakiś obrzędowy artefakt, ciemnej z echem skórzastego, kwaskowatego labdanum. W tej fazie życia zapachu wyczuwalna jest jakaś niestabilność, drżenie, niepohamowanie jakby perfumom nie wystarczyło że pachną, jakby chciały jeszcze smakować, brzmieć, jakby pożądały każdego ludzkiego zmysłu.

Ale jest jeszcze drugi wymiar Wazamby. Wyciszony.
Miękka, jedwabista, półprzeźroczysta mirra subtelnie a jednocześnie zmysłowo tuli się do skóry, owija się woalem dookoła nadgarstka ciągnąc za sobą cień słodkiej ambry. Jej uścisk jest na poły niewinny ale zarazem niepokojąco erotyczny, niejednoznaczny. A łagodniejące z wolna przyprawy szorstką warstwą osiadają na pulsującym, promieniującym ciepłem żywicznym sercu zapachu zamieniają się nieśpiesznie w sączący pikantny dym żar.



I to już prawie wszystko. 
Zapachowy kadr odjeżdża powoli, Wazamba nie ewoluuje już, trwa niezmiennie nie blaknąc i nie wyrzekając się impulsywnej swej natury. Jest tylko coraz bardziej odległa, tak jakby oddalała się nie w czasie a w przestrzeni.

Nieokrzesana. Piękna ale podług egzotycznych, obcych nam kategorii. Pierwotna jak siły przyrody. Moja.


Ilustracja pierwsza jest dziełem Diego Arroyo. Znalazłam ją na stronie artysty: http://www.arroyodiego.com/
Ilustracja druga pochodzi ze strony http://www.bradshawfoundation.com
trzecią zaś można znaleźć na http://blackartmart.com

3 komentarze:

  1. Uwielbiam Wazambę! też jest bardzo moja ale już w sposób, który nie budzi skojarzeń z odległymi krainami (wbrew intencjom producenta ale co z tego). Potrafi otulić gęstymi kadzidłami a jednocześnie dać energetycznego kopa na cały dzień pracy w sposób, do którego stereotypowe cytrusowe świeżaczki nie są w stanie nawet się zbliżyć (za wyjątkiem kilu wód). :D Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie będę oryginalna: wielbię Wazambę :) Jako jeden z nielicznych zapachów zachwyca mnie od lat i - co ważniejsze - niemal zawsze jest mi w niej wygodnie.

    PS
    Cieszę się, że wróciłaś do blogowania. Brakowało Cię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedźmo, opisy producenta wabiącego wizjami dalekich krain w moim wypadku trafiają na wyjątkowo podatny grunt bo ja pożądam podróży i dalekich krain nawet bardziej niż zapachów.
    Wazamba jest kawałkiem Afryki który mogę nosić na sobie i ze sobą. Nie całkiem rozwiewa szarość dni moich ale, tak jak Tobie, daje kopa do działania.


    Aileen, jeszcze nie próbowałam nosić Wazamby podczas naprawdę ciepłych dni, mam nadzieję że ju,ż niedługo będę miała okazję przetestować czy podczas takich będą to dla mnie komfortowe perfumy.
    Na chłodne, pochmurne dni to zapach idealny.
    I dziękuję. Cieszę się że ktoś tu jeszcze zagląda.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...