wtorek, 17 kwietnia 2012

Undergreen Black; Serge Lutens Miel de Bois; Illamasqua Freak

Dni temu kilka odebrałam z Poczty pakiet próbek od Poli (dziękuję!). Prócz zapachów znanych mi i lubianych; takich, z którymi znajomość chciałam sobie odświeżyć lub po prostu zachomikować cenne krople zjawiły się u mnie i nowości, pachnidła, które dopiero co pojawiły się na rynku i takie, których nie znałam mimo że są dostępne już od dłuższego czasu. Z niektórymi z nich wiązałam duże nadzieje- i gdy tylko zaaplikowałam zapachy na skórę pojęłam błyskawicznie, w nieprzyjemny raczej sposób, że moje nadzieje i wyobrażenia oparte na lekturach recenzji i spisów nut nijak się mają do tego, co właśnie raportują mi receptory węchowe.
Uprzedzam, dziś będę krytykować i narzekać.


Bliskie spotkania trzeciego stopnia


Przepychacz


Black zapragnęłam poznać po fenomenalnej recenzji Sabbath. Spis nut ostrzegał, że nie są to perfumy dla mnie, oud w składzie nie wróżył dobrze ale moja wyobraźnia rozkręcona obietnicą dziwności, osobności, nienormalności zażądała spotkania z tym pachnidłem, wbrew rozsądkowi, zaraz, teraz, jak najszybciej. Korzystając z okazji wymiany z Polą uczyniłam więc zadość imperatywnej fantazji zapominając, że ostrzegany winien się mieć na baczności. No i dostałam po nosie.
Na mojej skórze, dla mojego nosa Black to także zapach gumy, nawet czarnej, ale bynajmniej nie jest to niepokojąca wonio-obecność odzianego w lateksowy kostium człowieka zanurzonego w głębokich ciemnościach. Black pachnie na mnie o wiele bardziej swojsko, przedmiotem, który pamiętam ze wczesnego dzieciństwa. O, takim:



Taki przepychacz sanitarny był narzędziem pierwszej potrzeby w moim domu rodzinnym, gospodarstwie, w którym przez większość czasu rezydowały wyłącznie dwie przedstawicielki płci żeńskiej- moja Mama i ja. W naszej łazience pełno było włosów, drobnych elementów złośliwie wpadających do odpływu, kociej sierści usuwanej podczas prania, rozerwanych koralików i wszystkich innych przedmiotów będących źródłem zarobku dla hydraulików a utrapieniem dla nieobeznanych z tajemnicami rur i kolanek rodzin marynarzy. Już jako mała dziewczynka nauczyłam się więc operować przepychaczem i do dziś świetnie pamiętam jego zapach. Woń drewnianej, wyślizganej od częstego używania rączki mieszała się z syntetycznym aromatem starej, zetlałej i zleżałej gumy, spękanej od częstego kontaktu z wilgocią i chemią gospodarczą, nieco kwaśnej, nasiąkłej niezbyt czystą wonią treści rur.
Nie czuję w Black żadnych nut, żadnego oud'u, kawy, kadzidła, przypraw, nic, tylko ten przepychacz. Zaaplikowawszy perfumy na skórę niemal usłyszałam charakterystyczne "glup, glup, glup" i poczułam zjedzony jakiś czas wcześniej obiad niebezpiecznie blisko przełyku. Więcej testów nie przewiduję.

Z Archiwum X


Miel do Bois to senny koszmar smakosza miodu, Kubusia Puchatka. I mój koszmar, na dodatek przeżyty na jawie. A przecież miał to być mój zapach! Ciepły, płynny miód z woskiem, ultranaturalistyczny, jak wyczytywałam w recenzjach, ułożony na suchych, głębokich nutach drzewnych. Już w samym opisie można się zakochać. Tymczasem lutensowski Miel de Bois otwiera się intensywnie i z mocą wonią kociej uryny. Mocno dosłodzonej, możliwe, że miodem- choć ja stawiałabym raczej na stężony miód sztuczny, używany do aromatyzowania marnej jakości cukiernianych pierników. W zapach wkrada się coś zjadliwie syntetycznego, coś, co przegryza się nawet przez urynalną kwaśność. Jest śliskie, tłustawe, twarde, przeźroczystą, lśniącą warstwą okrywa migoczące gdzieś w wonnym tle piękne, wytrawne nuty drzewne i odsyła je do zapachowego niebytu. Z czasem pachnidło wysładza się jeszcze bardziej, trzeszczy z zębach i drapie w gardle jadowitą, wykrystalizowaną słodyczą i męczy niemiłosiernie bo trwałość ma nie do zdarcia a projekcję potężną. Nie wiem czy istnieją na ziemi pszczoły zdolne wyprodukować tak szalony miód, potężny, intensywny, urynalno-plastikowy. Obstawiam, że Miel de Bois to produkt zmutowanych pszczół- zabójców, tych, przed którymi uciekali w którymś odcinku Z Archiwum X Moulder i Scully. Pamięta jeszcze ktoś z Was ten serial? Rząd amerykański kierowany przez kosmitów (albo coś takiego) zmodyfikował genetycznie jakiś gatunek pszczół tworząc owady, których ukąszenie czyniło z ludzi bezwolne zombie (albo coś takiego). Serial ten kręcony był wiele lat temu, 
od tamtego czasu technologia poszła naprzód, teraz nie trzeba pszczelego jadu by zmienić się w zombie- wystarczy dzień w oparach Miel be Bois.




Emo


Wybryk, anomalia, dziwak... Miało być ekscytująco, fascynująco, drapieżnie,niepokojąco; cykuta co wysłała na tamten świat samego Sokratesa, trująca belladonna, wywarem z której zakraplały sobie oczy dawne elegantki by rozszerzyć źrenice i dodać głębi spojrzeniu, kwiat opium (przebóg! co to?!) w mariażu z mirrą, kadzidłem i oud tworzyć miały mieszankę egzotyczną i pełną emocji, ciemną i mroczną, fascynującą a jednocześnie energetyczną, niebezpieczną, jadowitą. 
Narkotyczną, trującą, hipnotyczną.
Obiecanki, cacanki a Trzem Rybom radość.
Zapach, który po naciśnięciu atomizera osiadł na moim nadgarstku okazał się bardzo intensywny, bardzo kwiatowy i bardzo nudny. Pewną ulgą dla mnie było stwierdzenie absolutnej nieobecności agaru, kwiat opium okazuje się być po prostu makiem, towarzyszy mu świetlisty, mocarny i nieco syntetycznie podrasowany jaśmin, odrobina frezji i bieluń doprawiony krztyną zielonej goryczy bylicy. U podstawy zapachu, zamiast obiecanych żywic i kadzidła tkwi krzepkie syntetyczne, odrobinę mydlane piżmo, ostre i wiercące w nosie. Dopiero po kilku godzinach smużka słodkawego kadzidła przedziera się przez mydlano- kwietne rozgłośne trele ale wyraźnie brakuje jej siły i mocny bo po chwili tonie w ogólnym harmiderze. 
Może jestem niewrażliwa i nie doceniam oryginalności albo ekstrawagancji ale Freak wydają mi się perfumami marnie skomponowanymi, zapach podporządkowano kampanii medialnej tworząc kompozycję przekombinowaną, oryginalną tylko pozornie, na siłę mroczną, dramatyczną, prauwodzicielską a w istocie upiornie kiczowatą. Dzieło Illamasqua to dla mnie olfaktoryczna ilustracja dla estetyki emo, przerysowanej aż do własnej karykatury, groteskowej i, w sumie, śmiesznej, tym bardziej, że w jej obrębie wszelkie poczucie humoru jest surowo zakazane.




Ilustrację pierwszą pożyczyłam http://www.inventnow.org/showroom_html/
Biedny Kubuś pochodzi z http://ryjbuk.pl/kubus-puchatek-261086
Ilustracja przedstawia jakiegoś drugoplanowego boahetra The X Files, który pokąsany przez zmutowane pszczoły zdradza objawy szaleństwa zmętniałymi, pociemniałymi rogówkami (albo coś takiego) Zdjecie pochodzi z http://x-files.wikia.com/wiki/Purity
Kuriozum z stylu emo pożyczyłam z bardzo reprezentatywnego bloga http://xxxnigdyniemownigdyxxx.bloog.pl/wyniki,1,index.html

9 komentarzy:

  1. Przepychacz mnie zabił :))) pamiętam tę woń , jeżeli tak to pachnie , to są to perfumy naprawdę zabójcze :))). A te pszczoły z Archiwum X składały w ludziach zarodki kosmitów o ile pamiętam - tak był w pełnometrażowym filmie , i były trzymane w odosobnionym hangarze pośrodku ogromnego pola zmodyfikowanej genetycznie kukurydzy , i chyba wątpię , czy robiły miód , nawet taki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze twierdziłam, że Archiwum X ma zbyt skomplikowaną i złożoną fabułę jak na moje zdolności intelektualne. W filmach na ogół się gubię i plączę zdarzenia, mylę bohaterów i błądzę w akcji nic więc dziwnego, że całkiem pomerdał mi się wątek z pszczołami.

      Parabelko zdaje się, że szykuje nam się wymiana. W ramach podziękowania za sprostowanie dołożę Ci te parę kropli Black, które mi zostały- co najwyżej mnie przeklniesz jeśli na Tobie zapachnie podobnie (lub jeszcze bardziej paskudnie).
      Bardzo jestem ciekawa Twoich wrażeń.

      Usuń
    2. Na pewno nie przeklnę - poznawanie rzeczywistości jest nauką , a zdobywanie wiedzy kosztuje ;P zresztą jakże interesująco byłoby na zapytanie "Czym pachniesz" odpowiadać "Przepychaczem" :)))

      Usuń
    3. Niewątpliwie bardziej interesująca byłaby fraza, którą przytoczyłaś od komentarza treści: rety, dlaczego pachniesz przepychaczem!? :)

      Zgadzam się, zdobywanie wiedzy kosztuje ale wolałabym uiszczać opłatę w innej walucie niż odruch womitalny.
      Mam nadzieję, że Ciebie on ominie.

      Usuń
  2. Zdecydowałaś się! :)
    Jestem więc kontenta. ;) Tylko biednego Puchatka mi szkoda...

    OdpowiedzUsuń
  3. Co do Blacka - w pełni się zgodzę: na mnie to również fuj jakich mało. Dwa razy starałam się z nim zaprzyjaźnić, dwa razy kończyło się na szorowaniu nadgarstka. Mój Miły ma skojarzenia z tej samej bajki, co Ty: twierdzi, że tak pachniał zapamiętany przez niego z dzieciństwa płyn żrąco-dezynfekujący do sanitariatów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiedźmo podkusiłaś mnie :)
    Ale w końcu taka Twa rola, od tego wiedźmy są by kusić.

    Aileenn podziwiam Twoją odwagę, na drugi test nie starczyło mi hartu ducha. A ten dezynfekujący płyn i ja pamiętam- miał chyba zjadliwie niebieski albo zielony kolor, parzył skórę kwasem solnym i robił krzywdę w nos.

    OdpowiedzUsuń
  5. :) Cieszę się, że testy zaowocowały recenzjami i mogłam się do tego przyczynić :).
    Black na szczęście nie kojarzy mi się z niczym takim. Jest to taki suchy drzewny i kadzidlano- przyprawowy zapach z dotychczas poznanych chyba najlepiej oddaje klimat małego całkowicie drewnianego kościoła do którego chodziłam z rodzicami jak byłam mała i który czasem odwiedzam jak jestem tam w okolicy swojej. Kościół przeżarty jest zapachem kadzidła siłą rzeczy ma też charakterystyczny zapach boazerii drewnianych za którym nie przepadam. Dla mnie to najbliższe skojarzenia i w związku z tym "szału nie ma"

    Co do miodku to też mi się odbił traumą. Kiedyś czytałam u Sabbath o mokrym psie polanym miodem. coś takiego mi się z tym zapachem kojarzy.

    A Illamaqua wszystkich chyba nas zrobiła w jajo tym zapachem, to perfumy dla "mrocznych" pozorantek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polu gdyby u mnie Black chciał pachnieć tak, jak pachnie wąchany Twoim nosem na Twojej skórze- to byłby szał.
      Bezskutecznie szukam woni takiego właśnie kościółka, modrzewiowego, przesiąkniętego kadzidłem.
      Niestety, w Black czuję tylko niezbyt czystą gumę i chemię.

      Mokry pies w modzie :)
      Choć ja czuję bardziej kota. Bardzo zaniedbanego i chyba chorego.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...