środa, 13 czerwca 2012

Boucheron Jaipur Saphir


Czyste, eleganckie linie, doskonałość kształtu, wystudzone bezruchem piękno, klasyczny chłód i dystans- posągi Antonia Canovy zdają się pochodzić ze szczeliny między światami, przestrzeni, w której czas zatrzymuje się nagle, wpół gestu i więzi chwilę rozciągając ją na nieskończoność. Doskonałość i niezmienność nie mogą być jednak cechami żywego, ogrzewanego krwią i pasją ciała. Piękno się obróciło się w kamień, stało się zimne i nieczułe na miłosne zaklęcia.

Klasycyzm w rzeźbie.

Jaipur Saphir jest zapachem nieruchomym, statycznym ale nie z powodu martwoty czy hibernacji. Bezruch zaklęty w te perfumy to schwytany okiem artysty moment przekształcony w nieskończoność, to chwila tuż przed dokonaniem się czegoś ważnego, olfaktoryczne epoche, wzięcie w nawias.
Nagość rzeźby nie ma w sobie nic wzywającego ani zmysłowego. Nie budzi pożądania ani nawet chęci dotknięcia. W swym pięknie całkiem osobna zdaje się być niedostępna naszemu poznaniu, zbliżyć się do niej można tylko przez podziw. Dłoń sama własną mądrością wie, że kamień jest zimny i twardy, piękno i doskonałość formy wykracza poza zmysłowe doświadczenie dotyku bo nie da się dotykiem oswoić bezczasowości albo wieczności.




Jaipur Saphir otwiera się chłodnym owocowym tchnieniem. Subtelnie słodka brzoskwinia, mandarynka dopiero co odarta ze skórki, świeżo- kwaskowe yuzu z odrobiną ziaren kardamonu szybko ustępują pola skąpanemu w subtelnej waniliowej poświacie nieco sztywnemu, pudrowemu heliotropowi, między drobne kwiatki którego ktoś dmuchnął cynamonowy pył, korzenny i odrobinę pikantny lecz wolny od swego zwykłego gorącego, przyprawowego podbicia. Ambra nie dodaje ciepła a jedynie wyokrągla linie zapachu, jest białym światłem w którym kwiatowy akord może okazać się w całym swym nieskalanym pięknie.
Harda magnolia o kwiatach, które wyglądają jakby same wyszły spod dłuta rzeźbiarza, sztywnych i kruchych pozostaje niewzruszona na wszelkie zaloty słodkiej benzoiny, która wdzięczy się rada zmiękczyć kwiatowe serce i sprowadzić magnolię na żywiczne manowce. Pachnidło Boucherona aż do samego zmierzchu pozostaje statyczne, spokojne i piękne urodą będąca poza ludzkimi sprawami i emocjami.


Po kilkumiesięcznej rozłące z tym zapachem, spotykając się z nim na nowo ze zdumieniem skonstatowałam, że klasyczna rzeźba Jaipur Saphir nie jest wcale w marmurze wkłuta a w białym mydle! Piżmo, które na początku mojej znajomości z tymi perfumami wstydliwie z figowym listkiem kryło się w bazie później, ośmielone być może jakąś tajną reformulacją poczęło się mydlić tak intensywnie, że Jaipur Saphir nosić po prostu nie mogę bo w pianę zamieniają zamieniając całą ponadczasową elegancję, tajemnicze piękno i klasyczne wyrafinowanie.

Szkoda.






Ilustracje to rzeźby Antonio Canovy:

  • Nimfa z 1882 roku
  • Amor i Psyche z 1808 roku
  • Wenus i Adonis z 1697 roku


3 komentarze:

  1. No i popsułaś tym mydłem taki piękny obraz... Jak mogłaś?! Prawie się napaliłam. Ale mydłem można mnie straszyć. Albo dobić. Jak w "King Sajzie". :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko nie plącze, ale nawet wygładza. Mi trochę też zmniejsza skręt, bo włosy są gładsze.
    Tylko trzeba pamiętać, że włosy rozczesuje się dopiero po spłukaniu maski.

    OdpowiedzUsuń
  3. Sabbath mnie się wydaje, że i bez mydła to nie jest zapach w Twoich klimatach. Nawiązanie do King Sajz też wpadło mi do głowy ale nijak nie pasowało mi dfo białego marmuru Canovy.

    Tovo, dziękuję za wyjaśnienia.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...