środa, 8 sierpnia 2012

MariaLux: Madly, Truly, Deeply,

Perfumy MariaLux wywołały na moim blogu pewne poruszenie w komentarzach na długo przed tym zanim dane mi było powąchanie któregokolwiek zapachów tej marki. Kontrowersje wzbudziło zamieszczone obok zdjęcie reklamowe oraz proza poetycka mająca być inspiracją dla zapachów:


Dearest,
Everything I own smells of you.
This project has been created with all my love:
This is me, it's my lovestory.
Where something beyond and infinite
Becomes so small in your hands.
You can hold me, use me, abandon me,
Conceal me behind your dreams.
Take me, carry me, wear me. To lay me down again.
You will smell of me and I'll belong to you.
It's you, your lovestory.
Yours truly, madly, deeply,
MariaLux


O ile koncept stworzenia trójcy perfum, które mają być olfaktorycznymi inkarnacjami różnych aspektów miłości zdaje się być ciekawy o tyle przytoczony wyżej tekst jest już dla mnie poetyckim, ociekającym lukrem kiczem przekraczającym granice grafomanii. Zdjęcie zaś wydaje mi się wprost mizoginiczne, seksistowskie, skierowane do nabywców o ocierających się o paragraf upodobaniach Humberta Humberta i zdecydowanie mijające się z dobrym smakiem. 
Ciekawa byłam jakie są zapachy reklamowane w tak hmm, oryginalny sposób. Nie rozczarowałam się, są absolutnie godne swojej kampanii promocyjnej- okropne, po prostu okropne.



Trzy koszmarki

Madly

Jest w Madly szaleństwo, to prawda. Tak na mój nos nie ma ono jednak nic wspólnego z obłędną miłością, szalonym pożądaniem czy zapamiętałą pasją. Madly przypomina Edwarda Nortona z filmu Lęk Pierwotny. 


Ten z pozoru zagubiony, nieśmiały młodzieniec, członek chóru kościelnego, grzecznie uczesany, dobrze wychowany znaleziony zostaje przy zwłokach biskupa, na jego ubraniach są ślady krwi. Twierdzi, że jest niewinny, upiera się, że nic nie pamięta, jest zdezorientowany i przerażony. Kto oglądał Lęk Pierwotny wie, że grany przez Nortona bohater niejedną tajemnicę skrywa, społeczna persona miłego i godnego zaufania chłopca jest manipulacją, odgrywaną na potrzeby społeczne rolą.


Madly w podobny sposób ukrywa psychopatyczny aspekt pod grzecznym i dobrze ułożonym akordem kwiatowym. Gryzące, ostre wnętrze zapachu, imperatywna tuberoza podkręcona  piżmowymi nutami animalnymi, jest agresywne, pełne tupetu i złości. Po głośnym otwarciu szybko wycisza się, ugrzecznia, naciąga przygotowaną na podorędziu maskę z miękkich, grzecznych, przewidywalnych białych kwiatów, świetlistych, odrobinę pudrowych, z miłego dla powonienia aromatu drewna ze słodkawym gwaiakowcem w roli głównej- ale nie dajcie się zwieść- ono wciąż jest, trwa przyczajone i czeka. To obłęd ukryty, cichy, cierpliwy. Niekiedy kwiatowa maska zsuwa się na chwilę i nieosłonięte, ostre wnętrze znów wdziera się w nos by po chwili skryć się w spolegliwej, jasnej kwietności.

Truly

Truly to zapach, który naprawdę ciężko mi opisać. Nie z powodu jego złożoności czy bogactwa, przeciwnie, pachnidło wydaje się być proste i niewiele się w nim dzieje. Po prostu nie mogę uwierzyć, że ktoś intencjonalnie stworzył perfumy które TAK pachną. Jak? 

Wyobraźcie sobie wiecheć kwitnącego jaśminu wsadzony do pudełka po proszku do prania, w którym została jeszcze odrobina pierwotnej zawartości na dnie. Świetlista, jaśminowa aż do indolowej animalności nuta ułożona na syntetycznie podrabianych biało-kwietnych aromatach i mydlanym, gryzącym piżmie o intensywności woni najnowocześniejszego super-proszku z dodatkiem stu odplamiaczy zdolnym rozpuścić każde zabrudzenie i każdą tkaninę. To wszystko. Naprawdę.

Z czasem zapach jaśminu blaknie i znika, synetycznie aromatyzowany na kwiatowo, pralniczy detergent natomiast nabiera mocy, wczepia się w skórę i trwa na niej długie godziny, jadowity i gryzący.
Chcielibyście tak pachnieć?
Ja nie.

Deeply

Weź lampkę szlachetnego, dojrzałego koniaku, potrzymaj chwilę w dłoniach by ciepło ciało rozgrzało płyn i wzmocniło aromat. Spójrz na otoczony cienkim, czystym szkłem trunek pod światło. W głębi bursztynowej cieczy igrają iskry, światło sypie się przez ścianki kieliszka.

A teraz weź butelkę likieru owocowego, bardzo słodkiego, mlecznego, syntetycznie aromatyzowanego i wlej do koniakówki. Tak, lej śmiało, do pełna, nie żałuj. I jeszcze dosłódź waniliowym cukrem.
Profanacja, prawda?
To właśnie uczynił koniakowi Alessandro Gualtieri. Później dodał do powstałej, mętnej mikstury odrobinę cynamonu, syropowatej, gęstej ambry i masę pudrowego, miałkiego benzoesu, zlał do flakonu, oznaczył nalepką "Deeply" i życzy nam smacznego. Ja za takiego drinka podziękuję.

I za takie pachnidło również.


Zdjęcie pierwsze i poetycka proza pochodzi ze strony  http://www.marialux.com/
dwie kolejne ilustracje przedstawiające Edwarda Nortona pochodzą z filmu Lęk Pierwotny w reżyserii Gregory Hoblita.
Ilustrację czwartą pożyczyłam z :http://www.beenewz.com/toxicdetergent.htm 
piątą zaś z http://www.cognacfans.com/pl/brands/cognac/cognac-glass-fire-flames/

8 komentarzy:

  1. Ha! I jeszcze raz ha!
    Mam podobne wrażenia odnośnie jednego i drugiego. Reklama obrzydliwa, zapachy wtórne, mierne i nienoszalne. Niestety.
    Po tych wszyskich narkotykowych historiach wiedziałam, ze Gualtieri dobrym gustem nie grzeszy. Teraz widzę, ze jego kobita jest jeszcze bardziej "dziwna" w tej materii.

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślałam, że mam deja vu :)
    Fajnie się czyta dwie rózne opinie o tych samych zapachach. I niby odmienne, ale tak naprawdę bardzo podobne w końcowym podsumowaniu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sabbath zajrzałam na Twojego bloga i cóż widzę--- moje skojarzenie Madly i psychopaty wcale nie jest tak oryginalne jak mi się zdawało. Znów winna jestem plagiatu, nieświadomego, słowo daję!
    Z resztą, wrażenia z pozostałych zapachów MariaLux też mam łudząco podobne do Twoich. Może po prostu są marne i tyle.
    Narkotykowych eksperymentów Gualtierigo nie wąchałam. I jakoś nie palę się by za wszelką cenę nadrabiać tą zaległość.

    Tovo, mea culpa, mea culpa, mea maxima culpa.
    Na swoją obronę mam tylko to, co napisałam powyżej: może to naprawdę marne perfumy i trudno o wieloznaczność odczuć podczas ich wąchania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ja Cię wcale nie posądzam o plagiat!
      Też mi się zdarza mieć skojarzenia podobne do kogoś. Bo to właśnie tak jest - mózg pracuje napędzany zapachem. Sam. Nie "wykombinowuję" tego. I musi coś w tym być, skoro oba nasze mózgi podążają w tę samą stronę.
      Czytałam ze szczerą radością. Z poczuciem jakiejś takiej... wspólnoty. :D

      Jutro walnę Cię tagiem. Gotuj się Rybko.

      Usuń
    2. Ja też nie :)
      Myślę, że macie podobny gust.

      Usuń
    3. Sabbath, wiem żeś wyrozumiała i o nic nie nie posądzasz. Sama siebie posądzam- i w tym rzecz :)
      Jeszcze raz pięknie dziękuję za tag, jużem rozgotowana do samego rybnego wywaru i odpowiedzi wnet się zjawią.
      A z naszej wspólnoty, którą i Tova zauważyła, i ja się cieszę. I cieszę się że nie jest zupełna i absolutna. Tak jest ciekawiej.

      Usuń
  4. O proszę, marka, której nie zamierzam tykać nawet końcem kursora. ;))
    Raz, że nie czuję się zachęcona bezczelną nijakością i "przemainsteamieniem" (które pewno nawet w mainstr. by raziło), dwa, że zdania od ostatniego (podlinkowanego :) ) razu nie zmieniłam. Nie będę babrać się w cudzym nihilizmie, za którym nawet nie stoi żadna artystyczna wartość. Nie i już.

    Natomiast w kwestii, do kogo skierowana jest reklama nie mam złudzeń. Do każdego, komu nieobcy jest pociąg do lolitek oraz bdsm. Czyli stale rosnącej grupy niepogodzonych z własnym Cieniem, zachwycającej się "Zmierzchami" czy innymi wampiroszmirami lasencji - oraz ich partnerów seksualnych, wychowanych na internetowym amatorskim porno. ;> A wszystkich nawet nieskalanych edukacją seksualną.
    Taaakk, w Polsce Maria Lux to będzie hicior. ;] Niech no tylko Missalowie ją wypromują. ;>

    BTW, wiesz, że autorka słynnego "Wywiadu z wampirem" pisuje też erotyki, w nurcie bdsm właśnie? Niedawno się dowiedziałam; ale to tylko potwierdziło moją tezę. :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powąchałam, empirycznie przekonałam się Wiedźmo że Twoja decyzja o niezadawaniu się z MariąLux jest jak najbardziej trafna, absolutnie nic nie stracisz nie poznawszy tych zapachów.
      O ile pociąg do praktyk sadomasochistycznych i całej "mhhrocznej" otoczki "klimatu" nieobcy jest niektóry kobietom o tyle nie rozumiem reklamowania produktu dla kobiet zdjęciem nimfetki. No, chyba że w zamyśle targetem jest mężczyzna kupujący perfumy dla swojej partnerki.
      Ale to też jakieś naciągane.

      Czytałam "erotyczną" książkę pani Rice. A przynajmniej starałam się czytać- na "niszowy" urok środowiska bdsm jestem nieczuła a podobny stek bzdur i tak marnie napisana literatura uparcie mnie nie bierze.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...