piątek, 14 grudnia 2012

Parfumerie Generale: Cuir Venenum

Mój zmysł powonienia ma bardzo ograniczone możliwości. Z trudem wyłapuje nuty, nie docenia niuansów, daje się zwodzić zapachowym zagadkom. Lubię więc perfumy, przy wąchaniu których mój niedostatek wrażliwości węchowej ukryć mogę dzięki pracy innych zmysłów lub zamaskować pamięcią bądź wyobraźnią. 
Powinnam więc polubić Cuir Venenum. Perfumy te bowiem mogły by być dla mnie całkiem udanym olfaktorycznym portretem George Sand.
Choć pisarką pani ta była bardzo przeciętną zawsze imponowała mi swoją odwagą, bezkompromisowością, siłą osobowości. Potomkini króla polskiego Augusta II Mocnego ubierała się po męsku, paliła cygara, przeklinała, wywoływała skandal za skandalem nawiązując kolejne romanse i rodząc nieślubne dzieci. Kochanka i muza Chopina, przyjaciółka Lista, kontestatorka, buntowniczka, feministka, kobieta wyzwolona- jej zapach powinien być mieszaniną nut archetypicznie kobiecych- czyli kwiatowych oraz stereotypowo męskich aromatów skóry i tytoniu. 


George Sand w cukrowej wacie


I to wszystko jest w Cuir Venenum. Wonny obłok dymu z półsłodkiego cygara miesza się z aromatem skórzanym, gorzkim, surowym, bardzo zwierzęcym jak zapach wysokich butów do konnej jazdy albo męskiego paska ze świeżo wyprawionej, lśniącej lakierem skóry. Gdzieś pomiędzy tymi akordami przemykają zaś miękkie i świetliste nuty kwiatowe skoligacone z pudrowym kwiatem pomarańczy, podbite lekko miodowym, bardzo kobiecym piżmem.
Po kilku chwilach akord skórzany traci kontur i ostrość, poczyna rozpływać się i w końcu subtelnieje, trzeszcząca surowa skóra staje się miękkim, delikatnym niemal jedwabistym zamszem na który ktoś sypie cukier puder. Szczypta za szczyptą biały proszek przykrywać poczyna zamsz przesuwając olfaktoryczny środek ciężkości Cuir Venenum w kierunku trzeszczącej w zębach, męczącej słodyczy . Odrobina balsamicznej mirry, której kwaskowy tytoń odebrał żywiczną głębię pozostawiając słodycz podgrzewa zapach czyniąc słodycz ciągliwą i ulepną. W mojej wyobrażeniowej reprezentacji przekłada się ona na wielką, różową watę cukrową, którą konsumuje powoli George Sand, wyraźnie bez przyjemności, pewnie zemdlona od nadmiaru słodyczy, zdegustowana nieustępliwą pastelową jednostajnością smaku.
Miast cisnąć ją w błoto i rzucić jakieś żołnierskie słowo je ją powoli i z coraz większym niesmakiem a waty wcale nie ubywa, aż w końcu roztapia się George Sand cała w tej różowości i słodyczy a pozostaje po niej ostry, przenikliwy aromat nikotyny, oddechu wędzonego dymem dziesiątek wypalanych dziennie papierosów, koniuszków palców aż żółtych od odgaszania niedopałków.


Kiedyś paliłam papierosy o nazwie George Sand. Bibuła, w którą zawijany był tytoń i filtr miała kolor ciemnej czekolady a w aromacie dymu wyczuwalny był czekoladowy niuans. Dawno już nie produkują tych papierosów, wycofanie ich z ryku ostatecznie skłoniło mnie do rozstania się z nałogiem palenia. I dobrze, choć czasami żałuję, że nie ma już George Sand'ów. Pachniały piękniej niż baza Cuir Venenum.


Oba wykorzystane potrterty George Sand są autorstwa Aurore Dupin.

37 komentarzy:

  1. Ja osobiście George Sand z całej duszy nie znoszę za to co wyrabiała z Chopinem , za kłamstwa ,oszustwa , oszczerstwa i poniżenia jakich mu nie szczędziła , w związku z czym jestem skłonna uznać , że owszem , mogłaby pachnieć Cuir Venenum . A to dlatego , że mnie CV pachnie jak - tu otwiera się okno czasu - metalowa popielnica na wysokiej nodze , w kształcie odwróconej półkuli , z zewnątrz chromowanolśniąca , wewnątrz szara , matowa i chropowata od pokładów nigdy nie usuwanego (poza wytrzepaniem) popiołu z najgorszych , najtańszych papierosów typu Sport albo Radomskie . Takie popielnice powszechnie występowały na dworcach , w hallach kin , teatrów , przychodniach , biurach , urzędach ,wszędzie tam , gdzie kiedyś wolno było palić . Oszałamiający smród takiej nigdy nie mytej popielnicy to właśnie Cuir Venenum . I dlatego George może sobie nią pachnieć :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam, że bardzo chciałam, żeby jakiś zapach Parfumerie Generale mi się spodobał na tyle, żeby go chcieć. Najbliżej było Hyperessence Matale, ale i tak nie do końca. Co do Cuir Venenum powąchałam tylko z ciekawości, bo od zapachu skóry w perfumach prędzej czy później mnie mdli. Tym bardziej ze słodkim podbiciem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ju , w CV skóry nie ma ani odrobiny , tylko pety :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Parabelko, Chopin też nie był łatwym mężczyzną do kochania. Infantylny, rozkapryszony, skrajnie egoistyczny postępował z Sand równie bezwzględnie jak ona z nim. A w końcu zaczął romansować z jej córką.
    Sama nie wiem co mi bardziej przeszkadza w CV- ta toksyczna nikotyna czy ta upiorna, cukrowo- syntetyczna słodycz. Popielniczki nie czuję, raczej dłonie nałogowego palacza, takiego, który wciąż ćmi papierosy bez filtra. Kiedyś Kofta opisywała takiego bohatera i jego zapach, bodaj w Ciele Niczyim, pasowałby jak ulał.
    Ale ta watowa cukrowość jest nie do zaakceptowania.

    Justyno CV nie umywa się do Hyperessence Matale choć to drugie mogłoby być, na mój gust, bardziej dymne i gorzkie, mniej grzeczne.
    Skórę lubię (i niewątpliwie ją w CV czuję) ale nie w takim wydaniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten domniemany romans z córką George był mocno domniemany , bo stan zdrowia Chopina wtedy był już fatalny , zresztą zachowana korespondencja absolutnie nie wskazuje na seksualny charakter tej znajomości . Sand zresztą zerwała znajomość z córką i wyrzuciła ją z domu razem z zięciem - którego nota bene sama jej narzuciła , a rzekomy romans z Chopinem miał mieć miejsce w początkowym okresie jej małżeństwa , zakończonym powiciem dziecka . Nie można zapominać , że Chopin znał córkę Sand od dziecka i był długi czas jej opiekunem , podobnie jak Maurycego , z tym , że dziewczynka była kilka lat młodsza od Maurycego , więc automatycznie jej stosunek do Chopina był raczej jak córki do ojca , nie do ewentualnego partnera . To co pokazali w "Chopin.Pragnienie miłości" to historyjki niezgodne absolutnie z prawdą , podobnie jak Amadeusz Formana , też wyssany z palca w większości .
      Chopin był z pewnością trudny , owszem , ale geniusze nie są łatwi w pożyciu , natomiast Sand romansowała na prawo i lewo jeszcze będąc w związku z Chopinem , sama geniuszem bynajmniej nie będąc :P zresztą o tym można długo i namiętnie . Natomiast nie zgodzę się absolutnie , że Chopin był infantylny , co to to nie .

      Usuń
    2. Nie oglądałam Pragnienia Miłości a moją wiedzę o muzyce i samej postaci Chopina trudno uznać za encyklopedyczną. Po części dlatego że nie przepadam za jego muzyką (wpisując się w modny ostatnio nurt, to się zrobiło jakieś "cool", nie lubić Chopina).
      Sand pisała podobno, że jej związek z Chopinem jest czysto platoniczny, to o tyle zaskakujące że do innych erotycznych romansów przyznawała się chętnie. Chopin zaś, z tego co wiem, tak jak większość gruźlików we wczesnych stadiach choroby był nadpobudliwy seksualnie.

      Nie każdy geniusz jest trudny w pożyciu tak jak nie każdy, kto jest trudny w pożyciu jest geniuszem. Ja wyobrażałam sobie Chopina jako skrzyżowanie osobowości histrionicznej z narcystyczną, jako egotycznego synka, który nigdy nie odczepił się od spódnicy mamusi.
      Ale być może to krzywdzące wyobrażenie w istocie wynika z luk w mojej wiedzy.

      Usuń
    3. Chopin nie miał gruźlicy , tylko najprawdopdobniej płucną niezbyt silnie wyrażoną mukowiscydozę , skoro dożył prawie czterdziestki , z gruźlica wtedy umierało sie po kilku latach choroby , a on kaszlał i słabował na piersi od dziecka , więc gruźlica to być nie mogła , zresztą opisy jego dolegliwości raczej wskazują na mukowiscydozę . O jego nadpobudliwości seksualnej nigdzie żadnych wzmianek nie spotkałam , aczkolwiek nie da się ukryc, że kiedy jako młodzieńeic opuścił kraj rodzinny , w drodze do Paryża skorzystał z usług prostututek i nawet nabawił się rzeżączki .
      Jeżeli idzie o charakter związku z Sand , z tego co wiem , nikt ze współczesnych nie miał wątpliwości , że w początkowej fazie był to związek bardzo seksualny , przyjaciele Chopina , głównie Grzymała o ile pamiętam , oskarżali ją , że wysysa z niego wszystkie siły i że to przez nią tak podupadł na zdrowiu , ze potem się już nigdy nie wydźwignął .
      Histrionikiem Chopin z całą pewnością nie był , wszyscy , których relacje zachowały się , podkreślali jego wyjątkową delikatność i takt , aczkolwiek wobec swoich uczniów bywał niemiły - zwłaszcza , gdy nie spełniali jego oczekiwań jako pedagoga bądź wykazywali się brakiem zrozumienia jego zaleceń . Sam na to bardzo narzekał , znaczy na tepotę zwłaszcza pań z dobrych domów , które brały u niego lekcje , ale że było to główne źródło jego utrzymania , musiał się z tym godzić , aczkolwiek włosy z głowy rwał ;)
      Trudno go również nazwać nieodpępnionym maminsynkiem , skoro w wieku 20 lat wybywszy z kraju doskonale sobie sam radził na obczyźnie ;) , a romans z Sand nawiązał po bodaj 7 latach pobytu w Paryżu i kilkuletniej z nią znajomości , w ostatnich latach związku narzekał na Sand , że usiłowała mu narzucać tryb życia , znajomości itp.

      Usuń
    4. Histrionicy bywają bardzo uprzejmi i taktowni, osobowość histrioniczna różna jest od klasycznego wyobrażenia egzaltowanej albo nieopanowanej histerii.
      Czytałam że Sand, starsza w końcu od Chopina o kilka lat w listach do jego Justyny Chopinowej nazywała się drugą matką Fryderyka. Dziwni mnie ta wstydliwość Sand w przedstawianiu związku z Chopinem, do innych kochanków przyznawała się chętnie. Nawet do tych podaj, którzy przewinęli się podczas związku z Fryderykiem. On chyba też nie był jej całkiem wierny.
      Kojarzy mi się, że matka Chopina, jego pierwsza nauczycielka gry na fortepianie była osobowością dominującą, surową i nadmiernie. Jej związek z synem był relacją silną i toksyczną, wyjazd do Paryża w młodym wieku był zaś odruchem obronnych Chopina czymś w rodzaju fizycznej ucieczki od relacji z której psychicznie nigdy się nie wyzwolił.

      Czy gdyby Chopin cierpiał na mukowiscydozę nie miałby i innych objawów albo oznak choroby? Na pewno nie miał pałeczkowatych palców ani zegarkowatych paznokci, widziałam odciski jego dłoni.
      Nie miał też sylwetki osoby chorej na mukowiscydozę, był szczupły i chyba dość wysoki. Ot, archetypowy gruźlik.

      Usuń
    5. Odlew dłoni Chopina tez znam , ale pamiętaj , że pałeczkowate palce sa przy zaawansowanej niewydoloności krążenia , a on miał raczej zaawansowane mukwiscydozowe rozstrzenie oskrzeli z całym dobrodziejstwem inwentarza . Zreszta nie dojdziemy dokładnie co - ale gruźlica zdecydowanie odpada , z gruźlica nie da sie przeżyć tylu lat i gruźlica ma inny przebieg , nie ma zaostrzeń i remisji jak było u Chopina .
      Co do wyjazdu - nie był on pierwszy i nie był psychologicznie uwarunkowany , tylko był planowanym z rozwagą wstepem do kariery wirtuozowskiej , i nie miał byc na stałe - za granicą zatrzymał go wybuch Powstania Listopadowego i wyraźny zakaz powrotu wydany przez ojca , poniewaz do wojaczki chłopak się nie nadawał , a miał rozgłaszać imie Polski jako wirtuoz i artysta , miał zresztą wyjeżdżając listy polecające do różnych znakomitości zagranicznych . Chopin sie wyrywał do kraju ale ojciec mu wyperswadował chęc wojenki . Poniewaz powstanie się przeciągało a on nie mógł wrócić , jego paszport stracił waznośc i po powrocie byłby potraktowany jak nielegalny uciekinier czyli w tiurmu i bliżajszuju ocziered' , dlatego został .
      W biografiach i korespondencji nie spotkałam nigdzie wzmianki o dominujacej osobowości Justyny Chopin ;) , natomiast nie da się ukryć , że ostatnio modne się stało wszystkim znanym i wielkim osobowościom dopinac powikłania psychologiczne , kompleksy , rodzinne patologie itp ;) no i chyba nie sądzisz , że nawet Sand ośmieliłaby się napisac "dzień dobry pani , jestem kochanką pani chorowitego syna , mam dwoje dzieci z innym mężczyzną i żyjemy sobie wszyscy razem na kocią łapę" ;) . Musiała jakoś ściemnić , żeby się to dało usprawiedliwić . Jak znajdę chwilę , pogrzebię w literaturze i postaram się garśc cytatów rzucić.

      Usuń
    6. Fakt, Sand była zmuszona do dyplomacji, zwłaszcza wobec matki Chopina. Jeśli już musiała do niej pisać.
      Okazuje się że moja wiedza o życiu Chopina ma więcej luk i nieścisłości niż się spodziewałam. Gdybyś mogła w wolnym czasie polecić mi coś czym mogłabym ją uzupełnić byłabym zobowiązana. A jeszcze bardziej wdzięczna będę za wskazanie lektury zwięzłej i rozsądnej objętościowo- zainteresowania zainteresowaniami a czas i możliwości przerobowe- swoją.

      Usuń
    7. Jeżeli idzie o związek Chopina z Sand , proponuję Ci "Chopin i George Sand - miłość nie od pierwszego spojrzenia " Mieczysława Tomaszewskiego , muzykologa i chopinologa z krakowskiej Akademii Muzycznej , a jeżeli idzie o biografię to świetna jest Adama Zamoyskiego "Chopin" . Obie są w całkowicie przystępnych rozmiarach ;) . No i wspaniałą lekturą , aczkolwiek potężną objętościowo i wymagająca czasu są listy Chopina , niestety w wyniku kolei historii tulko częściowo zachowane . Bardzo chciałabym mieć nowe pełne wydanie korespondencji Chopina , bo stare wydanie Sydowa z 1955 jest niepełne , a nowe wygląda wspaniale . Niestety cena cokolwiek zaporowa , wrrrrr .

      Usuń
    8. Jest jeszcze bardo fajna biografia Janusza Ekierta , ale to jest ilustrowane wydawnictwo albumowe , więc nie da się schować do torby , żeby poczytać w drodze do pracy , a szkoda , bo jest treściwa , rzetelna i przystępna .

      Usuń
    9. Zaopatrzyłam się w biografię Zamoyskiego, objętość jest akceptowalna, książka jest prawie na szczycie pozycji koniecznie do przeczytania.
      Prawie na szczycie- a to oznacza że jednak będzie musiała chwilę zaczekać.
      Dziękuję za polecenia.

      Usuń
    10. Miłej lektury :)

      A kiedy poznasz już dzieje Chopina bliżej , przeczytaj Przybylskiego "Cień jaskółki . Esej o myślach Chopina" - jedna z moich ulubionych lektur i naprawdę warta poznania , tylko przedtem trzeba znać życiorys .

      Usuń
  5. Co do Aurory vel Georges zgadzam się z Rybami. Chopin przez szereg lat żył z tą osobą, z jaką mu było najlepiej. I tyle.
    Zwalanie całej winy (wszystko jedno za co) na "tę paskudną babę" brzmi jak narzekania teściowej na wybrankę syna. ;]

    Samo CV doceniam, choć niechętnie. Czasem nawet lubię, choć bez specjalnej dumy z tego tytułu. Arcysłodka, przemożna skóra. Jak ze sklepu z galanterią, sąsiadującego z cukiernią specjalizującą się w nienadających się do spożycia karmelkach. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem czytam już kolejną reckę CV i ni moge odnaleźć tego co czuje na własnej skórze. generalnie nie czuję skóry nie czuję papierosów. Otwarcie ostre świdrujące w nosie kwiaty jakieś duszące, powodujące jak wiele pachnideł u mnie odruch mdłości. Ale jak czytam o popielniczce to stwierdzam, że mogło być znacznie gorzej :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedźmo czy zawsze jest tak że ludzie tworzą związek dlatego właśnie że im jest ze sobą dobrze? Albo dlatego, że ta druga osoba jest optymalnym, najlepszym z możliwych lub napotkanych partnerem?
    Wątpię.
    Jest bardzo wiele chorych relacji, toksycznych, pokręconych związków, w których partnerzy tkwią z leku, bezradności, gniewu, zemsty, z braku innych, subiektywnie postrzeganych perspektyw, sobie lub partnerowi na złość.Nie wiem oczywiście jaka była miłość łącząca Sand i Chopina- nie wiem nawet czy to w ogóle była miłość- ale mam przemożne wrażenie że to nie był całkiem zdrowy układ.
    Ale trwał wiele lat, zgoda. Coś więc dawał obu stronom. I myślę że było to coś więcej niż tylko wzmacniane patologii każdego z partnerów.

    Polu- a co jest po kwiatach? Bo w otwarciu też je czuję, głównie kwiat pomarańczy. Później jednak ustępuje na rzecz słodyczy, zgadzam się, mdlącej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że nie zawsze. Pewnie, że relacje między osobami tworzącymi związek nie zawsze przypominają zdrowy układ (ostatnio mam wrażenie, że coraz rzadziej, kiedy tak się zagłębić w historie znajomych).
      Pytanie tylko: czy jako laik mam prawo wtrącać się w nie swoje sprawy i oceniać cudze wybory? O ile nie podejrzewam, że komuś dzieje się krzywda (fizyczna czy emocjonalna czy jaka jeszcze) nie uznaję wygłaszania nieproszonych opinii za stosowne .
      dlatego uważam, że nawet jeśli związek tej dwójki nie należał do zupełnie 'normalnych' to dopóki im odpowiadał, był okej. Kiedy zaś odpowiadać przestał, rozstali się. ;D

      Usuń
    2. Świetnie rozumiem Twoje zastrzeżenia etyczne, mnie także one towarzyszą, właściwie nieustannie (po części przez charakter mojej pracy).
      Najśmieszniejsze jest to że ani psychiatria ani psychologia nie opracowała kryteriów normy ani w odniesieniu do jednostki ani do diady. Najczęściej stwierdza się lakonicznie że norma to brak chorób i zaburzeń i na tym kończy się sprawę.
      Dysfunkcjonalne związki potrafią trwać jednak długo, żadna ze stron nie zrywa, nawet katowana przez męża żona trwać potrafi w skrajnie chorym układzie przez lata. To oczywiście skrajny przypadek- przemoc jest jawna i oczywista, interwencja wydaje się nie tylko prawem ale i obowiązkiem.
      Ale często przemoc jest znacznie bardziej zakamuflowana, nieoczywista- i co wtedy?

      Co do Chopina i Sand natomiast- w pełni zgoda. Coś im pewnie musiało dawać to bycie ze sobą skoro tyle lat ze sobą byli.

      Usuń
    3. Czyli generalnie nie ma normalnych i zdrowych , sa tylko niezdiagnozowani ;)
      Co do wglądania w cudze związki i życie - jestem jak najbardziej zdania Wiedźmy , ale w wypadku wielkich twórców , artystów , naukowców itp , nie dość , że popycha do wglądu zwykła ludzka ciekawość , analiza związków i życia prywatnego może pomóc zrozumieć , wyjaśnić , zanalizować dzieło , przybliżyć i zrozumieć osobowość autora itp. No i - co mnie zawsze fascynuje - ukazuje żywego człowieka w epoce , w której żył , ze wszystkim słabościami , wadami , zaletami , z mnóstwem obyczajowych drobiazgów . Słowacki , który wielkim poeta był , nagle okazuje się zwyczajnym człowiekiem , zirytowanym hałasami zza ściany , nie znoszącym przekupniów czy uwielbiającym kolorowe kamizelki (przykłady wyssane z palca , ale wiadomo o co chodzi) , bądź też osobowościa zupełnie wyjatkową , nieprzystającą do swoich czasów i obyczajowości . To jest fascynujące w grzebaniu w biografiach , posąg i portret w czarodziejski sposób odzyskują życie .

      Usuń
  8. Ja jestem trochę spaczone zamiłowaniem do postmodernizmu, włącznie z derridowskim postulatem :nic poza tekstem.
    Albo inaczej: najpierw staram się poznać tekst. Nieważne, pisany, muzyczny, naukowy. Odniesienia osobiste interesują mnie później- i to zaskakująco rzadko.

    Może dlatego że nie wierzę w geniusz osobowy. Mam wrażenie, że geniuszem można co najwyżej bywać, że geniusz jest czymś co dotyka wybrane jednostki, czymś czego nawet najwybitniejsi nie mogą posiąść na własność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tekst - tak , ale tekst jest wyrazem i odbiciem twórcy , nie istnieje sam z siebie i bez kontekstu .Zresztą porównywanie tekstu naukowego i muzycznego - czy ja wiem ? Naukowy nie jest owocem natchnienia i pracy czysto twórczej , tylko podsumowaniem faktów . I też bywa preparowany zależnie od osoby piszącego - czy rzeczywiście jest uczciwym naukowcem i bada dane zjawisko możliwie obiektywnie , czy też płodzi badania celowane dla udowodnienia czy za podszeptem/dla osiągnięcia korzyści .

      A właśnie wszystko - wszystkie przekazy i dzieło życia wskazują na to , że Choin był geniuszem . Jednym z niewielu prawdziwych , autentycznych geniuszy z urodzenia ; oczywiście jeżeli za geniusz uzna się talent absolutnie samoistny , twórczy i nowatorski , popychający daną dziedzinę w zupełnie nowym kierunku . Mówi się że Mozart był geniuszem - owszem , ale jego geniusz był wisienką na torcie klasycyzmu , natomiast Chopin stworzył coś absolutnie nowego , skierował całe pojmowanie i tworzenie muzyki na absolutnie nowe tory , bez niego nie byłoby tego wszystkiego co potem , nie byłoby Wagnera , nie byłoby impresjonistów , zresztą kiedy się słucha niektórych utworów Chopina nie wiadomo czy to romantyk czy impresjonista , i tak samo w drugą stronę . Oprócz tego zastosował nowatorskie i niezwykle nowoczesne rozwiązania i metody w samej technice pianistycznej , na chopinowskiej technice opiera się praktycznie cała późniejsza pianistyka aż do współczesności .

      Usuń
  9. Zgoda Parabelko- ale tekst jest czymś zewnętrznym wobec twórcy. Nie da się w sposób nie budzący wątpliwości uzasadnić tekstu, jedynie autor zna sens tego co stworzył, wszelkie obiektywne próby odnajdywania znaczeń z góry skazane są na niepowodzenie nawet jeśli znamy kontekst biograficzny, dzieje życia i tym podobne(postmodernistyczna pochodna solipsyzmu?).
    Dlatego właśnie tekst jest zawsze otwarty ale każda interpretacja podlega w takim samym stopniu dekonstrukcji jak pierwotne dzieło.

    Zgadzam się oczywiście że tekst literacki, muzyczny czy naukowy to odmienne dyskursy. Czytając artykuł naukowy jednak nie mam ochoty wiedzieć czy autor jest homo czy heteroseksualny ile ma dzieci i co sądzi na temat kary śmierci. To dla mnie nieistotne -wierzę, że tekst naukowy pozostanie opisem faktów, możliwie bezstronnym, bez względu na przekonania autora, jego przynależność rasową, religijną, orientację seksualną czy cokolwiek innego.
    Zdarza się, że mam co do tej bezstronności wątpliwości- jest to jedna z przyczyn by zajrzeć do biografii autora.

    Muzyka i literatura zaś mają mnie zachwycić. Jeśli im się to uda być może będę chciała zostać na chwilę voyerystką i popodkładać twórcę.

    Nie będę polemizowała z Twoim twierdzeniem o geniuszu Chopina bo brak mi wiedzy- a poza tym nawet bez niej czuję przez skórę że masz rację. Zwłaszcza jeśli chodzi o wpływ Chopina na współczesne myślenie o pianistyce. Nie na darmo młodzi adepci tego instrumentu właśnie na Chopinie się szkolą tak warsztatowo jak interpretacyjnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie tyle się szkolą na Chopinie - ile się szkolą żeby grać Chopina - jego się nie da zagrać nie mając dobrego warsztatu i opanowanej techniki . Jest to zresztą jedyny romantyk - z pianistów - który sie obronił upływowi czasu i nadal jest powszechnie znany i grany . Schumann , Schubert , Liszt - owszem , ale są dużo mniej popularni , a o Chopinie słyszał chyba każdy , nawet w kontekście powiedzenia "Chopin atakuje" oznaczającego przerażające dźwięki muzyki klasycznej (każdej) nadawanej w radio czy telewizji ;)

      Usuń
    2. Nigdy nie słyszałam tego powiedzenia :)
      Polski stosunek do Chopina dobrze obrazuje Marek Koterski w Dniu Świra- pamiętasz może scenę z sąsiadem i Etuidą Rewolucyjną?

      Mnie jest bliżej do Schumanna i Schuberta, List to nudziarz. do romantyzmu zalicza się też chyba Rachmaninowa, dość nowatorskiego jak się zdaje--- choć pewnie nie mogącego się z Chopinem równać.
      Może właśnie dlatego obserwować można teraz coś w rodzaju negatywnego efektu Chopina- odwrót od jego twórczości tak jakby to co nazywasz geniuszem było zbyt ciężkie jak na ucho przeciętnego miłośnika muzyki.

      Usuń
  10. Ha , nie oglądałam Dnia świra i szczerze mówiąc nie zamierzam - odrzuca mnie od polskiego kina współczesnego .
    Liszt jest na dobrą sprawę mało znany - poza rapsodiami węgierskimi .
    Rachmaninow jest dużo późniejszy - to przełom XIX i XX w. , natomiast czy można go uznać za ew.postromantyka - nie potrafię powiedzieć .
    Odwrotu od Chopina upatrywałabym w czym innym - dziś generalnie we wszystkich dziedzinach króluje luz , dowolność i swoboda , nieliczenie się regułami i brak dyscypliny szeroko pojęty . Natomiast Chopin jako kompozytor - mimo że romantyk więc teoretycznie sturm und drangperiode , burze emocji itp., jest twórcą niesłychanie zdyscyplinowanym i jego utwory stanowią genialny i doskonały związek między gwałtownymi i bogatymi uczuciami a doskonale opanowującą je i ujmującą w najdoskonalszy kształt formą kompozytorską i wykonawczą . Żeby wykonanie Chopina miało jak to się mówi ręce i nogi , trzeba mieć jak już pisałam doskonale opanowany warsztat , trzeba umieć uważnie czytać tekst , trzymać się go i panować nad własnymi emocjami , inaczej nic z tego nie wychodzi , a raczej wychodzi widowisko nędzne i żałosne . Dobre wykonanie Chopina wymaga ogromnej dyscypliny . Wg.mnie dobrym obrazem tego co mówię jest porównanie nagrań filmowych wykonań wielkich pianistów minionych lat i pianistów współczesnych - Rubinstein , Paderewski , Leszetycki , Hofman siedzą i grają , całą uwagę skupiając na wykonaniu , natomiast współcześni miotają się przy klawiaturze , podskakują , wyginają , dziobią w niej nosem , w ogóle cuda robią . Nie jest to wyraz ich muzykalności , tylko wyraz mizerii wykonawczej - nie można dobrze zagrać ,jeżeli się oprócz grania uprawia akrobatykę przy fortepianie . Wszelkie współruchy utrudniają wykonanie ruchu właściwego , a to wpływa na jakość wykonania utworu . Ale łatwiej jest udawać muzykalnego miotając się na stołku i machając głową i waląc bez opamiętania głośno i szybko w klawisze , niż popracować nad jakością dźwięku i uderzenia . Efekciarstwo rządzi , znowu jakość przeszła w ilość .

    Jest jeszcze jedna przyczyna - Chopin nie jest łatwy w odbiorze dla słuchacza nieprzygotowanego , a kultura muzyczna Polaków jest niestety żenująca , mniej niż żadna . Do Chopina trzeba mieć podstawowe osłuchanie w poszczególnych epokach , kompozytorach , gatunkach , i trzeba do niego psychicznie dojrzeć , ponieważ jest to muzyka niezwykle emocjonalna , a na dodatek źle wykonana - patrz akapit wyżej - jest rzeczywiście trudna do zniesienia .
    Od Chopina nie można zaczynać słuchania muzyki , bo się go nie zrozumie , za to się łatwo zniechęcić .

    OdpowiedzUsuń
  11. Surowo oceniasz współczesnych pianistów. Nie do końca się z tą oceną zgadzam. Owszem, i ja zauważam że teraz romantyków gra się "na bogato". Z dużą ilością muzycznych fajerwerków, efekciarsko, pianiści prześcigają się w palcowych łamańcach dowodząc swojego kunsztu i umiejętności technicznych.
    Świetnie rozumiem, że może się to nie podobać. Sama mam mieszane uczucia wobec tak udziwnionych wykonań na przykład Schumanna, moimi ulubionymi interpretacjami tego kompozytora są te grane wiele lat temu przez Martę Argerich albo Ivo Pogorelić'a. Wierniejsze, jak myślę, oryginalnej myśli kompozytora przełożonej na muzykę (nie wiem czy znasz historię życia i choroby Schumanna, fascynująca, tragiczna postać) ale jednocześnie nie aż tak surowa i ascetyczna jak wykonania jeszcze wcześniejsze.

    Jeśli słucham Chopina to także w wykonaniu Marty Argerich, Ivo Pogorelić'a albo Krystiana Zimermana. "Kanoniczne", ortodoksyjne wykonania Rubinsteina czy (jeszcze surowsze i kiepsko nagrane) Paderewskiego są dla mnie za trudne, dyscyplina o której piszesz na moje ucho katrupi muzykę. Hofmana nie znam, Leszetyckiego takoż- poszukam, posłucham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc własnie z tym kunsztem i umiejętnościami jest u współczesnych krucho - kunszt nie polega na graniu szybko i głośno , jak to się najczęściej robi ; mam wrażenie , że teraz pianistyka przekształciła się w nową dyscyplinę sportową - wykonanie utworu na czas i na głośność (czołowy przedstawiciel dyscypliny - Lang Lang *frustracja*) . A do tego nie trzeba żadnej techniki i kunsztu , bo tak walić w klawiature potrafi każdy , a kończy sie to po kilku latach trwałymi kontuzjami rąk i pożegnaniem z graniem - taka jest zemsta nieprawidłowej techniki bądź raczej jej braku .

      Biografię Schumanna znam . Argerich jest świetną pianistka , tak samo Pogorelić , którego jestem wielbicielką od samego początku :)
      Stare nagrania nie sa ascetyczne - ascetyczny jest sam dźwięk zniekształcony przez dawną technikę nagraniową , natomiast same wykonania ascetyczne nie są . Tutaj właśnie przydaje się znajomość biografii i osobowości Chopina , istotna dla prawidłowego odczytania i wykonania jego utworów - przy ogromnej uczuciowości był jednocześnie niesłychanie powściągliwy w zachowaniu i w okazywaniu emocji , w ujawnianiu publicznie uczuć i spraw prywatnych , dlatego jego muzyka to sa wielkie uczucia doskonale okiełznane , wyrażone w sposób zachowujący równowagę między silnymi emocjami a powściągliwością i umiarem w ich okazywaniu , by nie były zbyt ostentacyjne i nadmiernie wybujałe . By grać dobrze Chopina trzeba mieć gorące serce i chłodną głowę . No i dobrą technike , bo połowa sukcesu to jakość dźwięku ,a tego bez techniki nie ma .

      Paderewski , Leszetycki , Hofman , Rubinstein wywodzą się ze tradycji wykonawczej idącej bezpośrednio od Chopina i jego uczniów , więc ich wykonania są najbliższe temu , jak kompozytor chciał by odczytywano jego utwory . Dzisiaj natomiast większośc pianistów koniecznie chce "zinterpretować" Chopina i każdego innego na nowo , wykonując wszystko w "nowatorski" sposób , dający najczęściej taki efekt , jakby w "Potopie" poprzestawiac wszystkie znaki interpunkcyjne , przez co cały tekst stanie się pozbawiony znaczenia i niezrozumiały . Źle zagrany utwór jest niezrozumiały dla słuchacza i po prostu brzydki . Powiem Ci , że kiedy po raz pierwszy usłyszałam koncert bodaj e-moll Chopina w nowatorskiej interpretacj Zimmermana i jego Orkiestry Festiwalowej , przez dłuższy czas nie wiedziałam , czego słucham , bo nie byłam w stanie rozpoznać utworu , który znam prawie na pamięć . Na pewno było to wykonanie odkrywcze , ale słuchac się nie dawało .

      Poszukaj jeszcze nagrań Dinu Lipattiego - zapomnianego dzisiaj a genialnego pianisty , który grał Chopina - i nie tylko - jak anioł .
      Jeszcze co do Pogorelica - ma wspaniałą technikę i rewelacyjny , charakterystyczny dźwięk , zresztą zagadnienia dźwieku w pianistyce najbardziej go interesują ; a przygotowując się do pierwszych wykonań Chopina studiował jego rękopisy , chcąc dokładnie poznać oryginały kompozycji i zawarte tam wskazówki wykonawcze , więc też można go zaliczyć w poczet bezpośrednich spadkobierców Chopina .

      Poszukaj też nagrań Mauricio Polliniego z lat 60-70 -są rewelacyjne .

      Usuń
    2. O jeżu , ale posta walnęłam :shock:

      Usuń
  12. Myślałaś aby zacząć prowadzić jakiegoś bloga o muzyce?
    Będziesz miała we mnie wierną czytelniczkę.

    Ale będę się upierać- na moje przywykłe do wykonań od czasów Argerich w górę ucho Paderewski brzmi anachronicznie. Choć może takie właśnie wykonanie najbliższe jest muzyce, jaką zostawił po sobie Chopin, jego myśleniu o muzyce, jego wykonaniom.
    W muzyce dawnej [do której odwołuję się bowiem znam się (choć to mocne słowo) lepiej niż na klasycznej czy romantycznej i jestem z nią o wiele bardziej osłuchana] taki nurt wykonawstwa nazywa się historycznym. Muzycy są jednocześnie historykami i detektywami, grzebią w manuskryptach, studiują budowę dawnych instrumentów i zlecają wykonywanie ich z takich samych materiałów i takimi samymi technikami. Interpretacji tego nurtu (w którym najbardziej znane nazwisko to niewątpliwie Jordi Savall), dość surowe (o ile o surowości można mówić na okazję muzyki Purcella czy Rosenmullera) należą do moich ulubionych co nie zmienia faktu, że czasami słucham z przyjemnością Rolfa Lislevanda (który u Savalla terminował) choć domyślam się że gdyby Santiago de Murcia usłyszałby Codex w jego wykonaniu ze zdumienia że to jego własne dzieło mógłby umrzeć raz jeszcze.

    Lang Lang cierpi, według mnie, na chorobę większości muzyków z Dalekiego Wschodu, nie tylko pianistów. Midori, YoYo Ma, Sarah Chang, Lang Lang właśnie- oni wszyscy jak dla mnie brzmią podobnie, jakoś płasko i plastikowo, operują tylko głośnością a nie emocjami.
    Jeśli chodzi o Daleki Wschód znalazłam tylko jednego muzyka, którego uwielbiam. Skrzypaczkę- Akiko Suwanai.
    Jest niesamowita.

    Pięknie dziękuję za nazwiska, poszperam, posłucham. I poczytam biografię Chopina, może dzięki temu sensu nabierze to co usłyszę.

    OdpowiedzUsuń
  13. Owszem , historyzm jest , ale o historyzmie w odniesieniu do Chopina można mówić dopiero od lat trzydziestych-czterdziestych ubiegłego wieku , kiedy odeszli uczniowie uczniów Chopina , czerpiący niemal bezpośrednio od niego i tworzący kanon wykonawczy .
    Lang Lang cierpi przede wszystkim na taniec św.Wita i efekciarstwo przy miernej technice , bo z trudniejszymi fragmentami sobie słabo radzi i o dziwo przestaje wtedy podskakiwać na stołku *roll* chyba że uznać go za mistrza akrobatyki fortepianowej , to na to się zgodzę w całej pełni . Ale nie za mistrza wykonań .

    Na blogowanie nie mam czasu ani chęci - jestem zbyt mało systematyczna i nic by z tego nie wyszło ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parabelko, nie sądziłam że jest w Tobie tyle jadu! :)
      Choć nie jestem aż tak surowa wobec Lang Lang'a Twoja sugestywna wizja tańca świętego Wita albo jakowejś innej pląsawicy chyba pozostanie mi jako trwała asocjacja z tym artystą.
      I nie rozumiem tylko dlaczego mam wrażenie, że powinnam być Ci za nią wdzięczna :)

      Usuń
  14. Ja nie jestem jadowita , tylko nie cierpię miernoty udającej doskonałość :P

    OdpowiedzUsuń
  15. A oto dowody :P porównaj pierwszy link z drugim wizualnie - pierwszy to Pogorelić , którego cenisz , drugi to Lang Lang , niestety nie grają tego samego , ale widać różnicę w zachowaniu ;)
    http://www.youtube.com/watch?v=jiwVhJf4QaU
    http://www.youtube.com/watch?v=mtMhGI2Stx8 koniecznie obejrzyj całość , zobaczysz , czemu się czepiam ;) niestety nie mogę znaleźć najbardziej spektakularnych filmików , kiedy omal nie spadał ze stołka i robił skłony i skręty tułowia nad klawiaturą .

    I jeszcze trzeci - porównaj brzmienie i wykonanie z pierwszym - tutaj grają to samo i jest to piękny przykład karate na fortepianie uprawianego przez Lang Langa :P
    http://www.youtube.com/watch?v=0ySulD5FZfo

    Lang Lang na pewno natychmiast dostałby angaż w Ministerstwie Głupich Kroków , jeżeli pamiętasz ten skecz Monthy Pythona - tak jak urzędnikowi rozmawiającemu z kandydatem na pracownika coraz głupszy krok utrudniał dotarcie do pracy , tak Lang Langowi dodatkowe współruchy utrudniają grę . Nie jemu jednemu zresztą , niestety miotanie się przy fortepianie jest ogólnie panującą modą , ma to przez rzekomo tak objawiającą się muzykalność i "przeżywanie" maskować słabą technikę . Pamiętasz "Cudzoziemkę" ? Jak profesor skrzypiec mówił Róży jak ma maskować niedostatki wykonawcze - rzuty ramionami , efektowne pozy , natchnione miny - dokładnie tego samego używa się nadal w tym samym celu . A Wiadomo , że najbardziej podziwiane są rzeczy efektowne , niekoniecznie najlepszej jakości...

    OdpowiedzUsuń
  16. Parabelko
    owszem, Lang Lang zachowuje się przy fortepianie kuriozalnie. Śmiesznie, jeśli zestawimy go z Pogoreliciem. Miota się, doznaje orgazmów i przeżywa swoje przeżywanie tak gorąco, że nie zostawia miejsca muzyce.
    I to słychać, nawet gdy ma się tak niewyrobione ucho jak moje.

    Lang Lang po prostu nie jest romantykiem, gra muzykę romantyczną jak rocka i kreuje się na showmana i gwiazdę muzyki poważnej. Z dobrym z resztą skutkiem, to jeden z najsłynniejszych i najbardziej znanych pianistów, rozpoznawany i zwykle wysoko ceniony- choć raczej nie przez koneserów.
    Muzyka poważna zmienia się tak jak zmieniają się upodobania jej audytorium. Lang Lang jest znacznie młodszy od Pogorelicia i to on, jak myślę, wskazuje kierunek w którym pójdzie wykonastwo- Chopina i nie tylko. Świetnie rozumiem twierdzenie, że to upadek i dewaluacja choć mam wrażenie, że protestowanie przeciwko takiej ewolucji (nawet jeśli uważamy ją za inwolucję) będzie równie skuteczne jak protestowanie przeciwko ruchom kontynentów.
    To masowy odbiorca wyznacza trendy- a muzyka poważna także ma swojego masowego odbiorcę. On będzie decydował jaki będzie kształt muzyki za 10, 20, 100 lat.
    A tym, którzy mają inną wrażliwość pozostaje radość, że techniki rejestrowania dźwięku pozwalają na zachowanie innych interpretacji. Mniej "mainsreamowych".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na całe szczęście Lang Lang jest zjawiskiem na tyle kuriozalnym , że - jak słusznie zauważyłaś ceniony jest nie przez znawców a wręcz przeciwnie ;) poza tym przy jego fatalnej technice nie wróżę mu długiego żywota jako pianisty estradowego . Zresztą sądzę , że za jakiś czas nurt "akrobatyczno-szybkościowy" znudzi się i nastąpi odwrót na rzecz bardziej zrównoważonych i wierniejszych zamysłowi twórcy wykonań .

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...