poniedziałek, 4 lutego 2013

LM Parfums: Black Oud

Powtórzę to raz jeszcze: świat się kończy. Jestem w niespodziewanym głębokim oudowym ciągu wywołanym przez kilka nowo odkrytych, osnutych wokół agarowej żywicy kompozycji, od których uczę się że oud potrafi być boleśnie niemal piekny.  Powoli dociera do mnie jak nieprzewidywalna i kapryśna jest to nuta, jak niewiele dzieli to jej wcielenie, od którego uginają mi się kolana od tego, które budzi niechęć albo wstręt i zaczynam rozumieć jakiego oudu szukać powinnam jeśli chcę by zmiękły mi nogi a puls niebezpiecznie przyspieszył.
Okaleczonego.






Oud wykastrowany

Podobno Farinelli śpiewem swym potrafił doprowadzić do płaczu nawet najbardziej najbardziej nieczułych na piękno muzyki słuchaczy. Dysponował głosem o mocnym brzmieniu i trzyoktawowej skali rozpiętej między sopranem i altem a jego niebywałe umiejętności techniczne pozwalały mu na perfekcyjne i ekspresyjne zarazem wykonanie najtrudniejszych nawet wokalnych ozdobników. Farinelli był kastratem, mężczyzną, któremu przed okresem dojrzewania usunięto jądra, dlatego właśnie zachował głos niezmieniony mutacją. Jego krtań pozostała mała i zdolna była dobywać głos podobny do kobiecego, jednak męska klatka piersiowa, mięśnie, sposób oddychania oraz aparat artykulacyjny nadawały wokalowi niesamowitą, delikatną barwę i donośność, która jest poza zasięgiem każdej śpiewaczki.
Nieludzkie okaleczenie w zamian za głos porównywalny wyłącznie z anielskim.
Czy to dostateczne zadośćuczynienie?


Oud dla którego gotowam stracić głowę to istny rzezaniec świata zapachów.  Olfaktoryczny kastrat pozbawiony jurności i buty płodnego samca, wolny od lizolowej agresywności i dogmatycznej aseptycznej ostrości piekącej u nasady języka. Androgeniczny, miękki i drzewny; łagodny a jednocześnie potężny, mroczny, gęsty i bezkształtny, silny niczym woda, ciemna i milcząca, wpływająca w każdą szczelinę i krusząca skały. Trzyma się przy skórze zakłopotany opinią sybaryty, brak mu tupetu i talentu dramatycznego tak charakterystycznego dla jego "pełnokrwistego" wcielenia. Ma za to refleksyjne usposobienie oraz skłonność do introspekcji i kontemplacji. Pozbawiony podziwu i czułości słodkich nut drzewnych często dziwaczeje popadając w depresję.
Taki jest właśnie Black Oud od Laurenta Mazzone, cichy a jednocześnie przejmujący niczym najczystszy, sopranowy kontratenor; zadumany, tajemniczy i romantycznie melancholijny a jednocześnie nieustępliwy i wprost przestrzelony światłem. Piękny.


Olfaktoryczna stopklatka: aksamitny oud oprawiony w suche, przeżarte goryczą kadzidło. Żar dawno już wygasł pozostawiając po sobie wspomnienie dymu i zimny, szary popiół. Ten malowany zapachem obraz trwa przez dłuższą chwilę, statyczny jak nieruchome w upale powietrze, drżący przy krawędziach. A potem pojawiają się przyprawy. Wytrawne, pyliste, ciepłe, jakby zmagazynowały w sobie słoneczne światło sennego popołudnia owijają się dookoła chłodnego, niemal metalicznego, zadumanego nad istotą bytu agaru, delikatnymi muśnięciami wygładzają zmarszczki na jego zachmurzonym czole, przywracają go życiu. Od wyrafinowanych, orientalnych pieszczot gęstnieje zatem, wysładza się lekko a kremowe, usłużne nuty drzewne układają się miękko w tle moszcząc oudowi słodkie, waniliowe posłanie.


Zmysłowe, wilgotne nuty animalne i skórzaste, dymne labdanum nie pozwalają jednak oudowi zapaść w sen złoty w kremowych objęciach akordu drzewnego, niepokoją sprawiając, że jedwabista dotąd faktura zapachu staje się chropowata i szorstka, ciężka niczym zły sen. Płoche nuty słodkiego drewna rozwiewają się trwożliwie pozostawiając oud samotrzeć z ascetycznym czystkiem o surowych, niemal mnisich obyczajach i suchej kompleksji oraz z nieśmiałym, ledwie wyczuwalnym piżmem, spoconym z emocji i lęku. Zapach mrocznieje jeszcze bardziej, rozpływa się po skórze dymnymi strugami, melancholijny smutek opuszczonego agaru, teraz zupełnie już amorficznego, jakby z ulgą pozbył się cielesnej powłoki jest piękny urodą późnej, bezksiężycowej nocy, stojącej, ciemnej wody, głębokiej ciszy po wybrzmieniu ostatniej wyśpiewanej nuty. 


Ilustracja pierwsza i trzecia to kadry z filmu Farinelli: Ostatni kastrat w reżyserii Geralda Corbiau z 1994 roku
Ilustracja druga to portret Carlo Maria Michelangelo Nicola Broschi zwanego Farinellim pędzla Jacopo Amigoniego
La Dolce Fiamma Jana Christiana Bacha w wykonaniu Philippa Jarousskiego i L'Cercle de l'Harmonie z płyty Forgetten Castrato Arias. Oczywiście Jaroussky nie ma głosu kastrata lecz uważa się, że głos kontratenora jest odpowiednikiem głosu kastrata, szczególnie w skali altu.

17 komentarzy:

  1. Po przeczytaniu tej recenzji do głowy przyszły mi dwie myśli. Pierwsza: chyba każdy ma jakieś perfumowe skojarzenie z Farinellim. Pamiętam, że z czymś kojarzyła go Sabbath, u mnie stał się "twarzą" Amour le Parfum od Kenzo, teraz Ty... Ale to dobrze, bardzo dobrze. Nośny typ; w dzisiejszych czasach otoczony dodatkowo nimbem mitu i czegoś martyrologiczno-fascynującego jednocześnie. Trudno, żeby nie budził emocji (on, jak i cały proceder kastracji śpiewaków).

    A druga to: o rety, ona MUSI poznać Black Cube! ;)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Farinelli gnieździ się głęboko w masowej wyobraźni- zastanawiam się czy nie dlatego, że w sumie nie wiemy jak brzmiał jego głos. Możemy symulować albo sobie wyobrażać- ale wyobrażać sobie głos to tak jak wyobrażać sobie zapach albo dotyk, to zbyt subiektywne, zbyt intymne by mogło być źródłem wiedzy.

      Oczywiście, nie bez znaczenia jest sam fakt kastracji- "pozbawienia męskości" (choć to mylące, kastratom w odróżnieniu od eunuchów usuwano wyłącznie jądra)-- mam wrażenie że to powtórzenie mitu o poświęceniu dla piękna, o sztuce okupionej krwią i cierpieniem.

      Usuń
  2. Black Oud jest w pewien sposob jak ja to okreslam baslamiczny w calosciowym ujeciu a niewiele zapachow mi se przydarzylo majacych ten Boski dla mnie charakter.Jest dzieki temu narkotycznie w pozytywnym tego slowa znaczeniu jesli wogole takowe moze byc. A ta milosc nie istniala od pierwszego wrazenia tylko dojrzewala z poczuciem wiekszego zrozumienia by nagle od tak odwdzieczyc sie bezwarunkowo.Jakby ktos rozbieral flaszke to dajcie znac,czekam z utesknieniem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgoda- Black Oud jest uzależniający- bo jest po prostu piękny. I trochę mnie to przeraża bo to piękno wydaje się skończone, bez żadnej zadry, dysonansu która czyniłaby je ludzkim.
      Nie wiem czy pokocham Black Oud- ale jeśli rozbierałbyś flakon albo słyszał o takowej rozbiórce daj proszę znać- czekam z utęsknieniem.

      Usuń
  3. Tak to juz jest ze to co zawiera sie w samej materii mimo ze samo w sobie wybiega poza nia musi byc skonczone. A jesli nie ludzkie to boskie, a jesji boskie to zapewne nieskonczone, bo kto dzis jeszcze wierzy ze dzielo boze juz sie dokonalo... Jesli mimo wszystko cos trzyma cie przy nim to koniecznie sprawdz Oud Royal z prywatnej kolekcji Armaniego,jak dla mnie najcudowniejszy ELIXIR zawierajacy to magiczne drzewo i nieco podobne pod pewnymi wzgledami do BO.Polecam z calego serca, a poki co pragne przetestowac My Oud od Royal Crown i cos mi mowi ze bedzie milosc.

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie niedawno testowałam Oud Royal i dumam czy nie poświęcić mu jakieś opowieści.
    I nie będzie to pean pochwalny ani pieśń zachwytu- Oud Royal na mnie to najbardziej nijaka, apteczno- aspetyczno-szafranowa twarz agaru.
    My Oud zaś ooo, to zupełnie inna historia. Od tego pachnidła rozpoczęła się moja oudowa "faza"- to zapach, który można pokochać choć ze względu na jego cenę to miłość tragiczna.

    Dla mnie to co nieludzkie niekoniecznie musi być boskie. Wobec nieskończoności staram się pozostać agnostyczką. Ale rozumiem te emocje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byc moze to kwestia gustu ale to piekne ze jednym sie podoba a drugim nie. Ja odnalazlem sie w OR od pierwszego niucha i pod kazdym wzgledem delektuje sie nim jak nektarem zycia.Ma klase i pod kazdym wzgledem zasluguje na miano wyrafinowanego pachnidla. Wiec i kolejna milosc przeczuwam co do MO :)

      Co jest boskie a co nie... co wiemy a co nam sie wydaje. ;)

      Usuń
    2. Po raz kolejny zgoda. Dzięki temu, że mamy odmienne gusta jest ciekawiej. Ale myślę że przy My Oud nasze upodobania znów się spotkają.

      Usuń
    3. Juz sie doczekac nie moge. Nasze gusta spotykaja sie jeszcze nawet w M7 OudAbsolu i choc kompozycja nie wzbudza takiego zachwytu i checi posiadania jak pierwszy M7, to ma w sobie ta magnetycznosc pierwowzoru, dodatkowo wzbogacona o jakas nowa i oryginalna wibracje.Na dodatek wszystkie z pojedynczo wylapanych tam nutek to jedne z moich ulubionych.

      Usuń
    4. Nie znam niestety pierwotnego M7. Zniknął z rynku zanim zdążyłam się pozbyć niemądrego przekonania, że kompozycje "męskie" są tylko dla mężczyzn.
      Oud Absolu zaczarowało mnie natomiast choć to zapach kapryśny. Gdy ma zły dzień w sercu wyłazi z niego coca-cola, nuta, której niekoniecznie pożądam w perfumach.

      Usuń
  5. Jestem zwolenniczką oudowego samca, niekoniecznie tłustego, ale z ciężkim charakterem. I zeby nie był brudny - wprost przeciwnie, sterylny od lizolu. Nie spotkałam, niestety. wielu udawało, ale okazywało się po niedługim czasie, kto jest kim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem że w oudach szukamy zupełnie odmiennych cech- ja lubię agary hermafrodytyczne, androgyniczne i dymne. Pozbawiony testosteronu oud staje się jedwabisty, miękki i w nieoczywisty sposób zmysłowy- bardzo mi się to podoba.

      Usuń
  6. Opisałaś własnie jedną z moich ulubionych twarzy oudu. Na mnie pachnie miodem, przyprawami i czymś, co kojarzy mi się nieco z zapachem dziecięcych włosów wygrzanych na słońcu :P
    Uwielbiam go i oszczędzam jak mogę moją malutka odleweczkę. Może kiedyś nabędę całą flaszkę. W każdym razie obiecałam to sobie, gdy zużyję już 90% moich odlewek, odleweczek i próbek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę i ja powziąć takie postawienie-- i pewnie tak jak w Twoim wypadku i u mnie okaże się ono niespełniane.
      Nie czuję w Black Oud słodyczy ale czuję aksamitną, uwodzącą miękkość i taką jakąś łagodność, zupełnie nieagarową a piękną. I też pragnę większej ilości tego eliksiru.

      Usuń
    2. Ale to jest taka właśnie miękka słodycz, nie mdląca i nie przyprawiająca mnie o ból głowy i mdłości.
      Poszperałam w głowie i znalazłam odpowiednie określenie :)
      "Oddech małego dziecka, które właśnie spałaszowało łyżeczkę miodu"

      Usuń
    3. Co do odwyków zakupowych, od miesiąca mam szlaban na lakiery.
      W tym miesiącu kupiłam "tylko" 5 :P

      Usuń
  7. Piękny cytat :)

    W pełni rozumiem że ograniczenie zakupów do pięciu sztuk to sukces. Ja właśnie ograniczam wonne zakupy na wizażu. Efekty jak na razie są mało imponujące.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...