Który to już raz imię zapachu wywiodło mnie w pole dając mi zupełnie fałszywe mniemanie o jego naturze?
Moksza w hinduizmie to ostateczne wyjście poza krąg samsary, wyzwolenie się z niekończącego się łańcucha wcieleń, zerwanie z ego, stał łączności z Absolutem.
Moksza (lub, w oryginale, Moksha) Ava Luxe tymczasem to spacer po składzie egzotycznych drewien, rozpoznawanie nazw i krajów pochodzenia długich, oheblowanych desek i delikatnych ręcznie rzeźbionych w drzewnej tkance egzotycznych bibelotów wszystkimi zmysłami, fakturą, zapachem, ciężarem, barwą, twardością, kształtem. Choć Moksha jest zupełnie odmienna niż moje pierwotne wyobrażenie pożegnałam się z własna wizją bez żalu a nawet z radością, że zamiast kolejnej kadzidlanej wariacji zaserwowano mi tak głęboko drzewny orient.
Pierwszy wdech i pierwszy test nie zapowiadał wcale wonnego zauroczenia. W jakiś nieprzyjemny sposób otwarcie jest nieświeże, słodkawo- przytęchłe za sprawą podwędzanego oudu, nieco zwierzęcego acz wciąż nie pozostawiającego wątpliwości co do swego drzewnego powinowactwa.
Złożona z oudem zwietrzała woń żywic drzew iglastych przywodzi na myśl pokój obity pociemniałą od powietrza i światła boazerią. Mieszka w nim ktoś już wiekowy, człowiek, dla którego nadmierna dbałość o higienę ciała i świeżość odzieży jest daleko na liście priorytetów. Choć lokator nie jest w tej chwili obecny w mieszkaniu wyłożone drewnem ściany wysyciły się zapachem jego ciała i oddają go powolutku wraz z własną, wytłumioną czasem, wonią.
Ciepła nuta bardzo dojrzałych mandarynek wychłodzona została chłodną, kującą żywicą cyprysowego drewna o podejrzanie aptecznym wyrazie. Długie poskręcane strużyny drewna sandałowego, bogatego, miękkiego, egzotycznego wkradają się do zapachu, jakby dostały się doń tylnymi drzwiami. Gdy jednak rozgości się na tyle, by przyciągnąć uwagę naszych zmysłów Moksha poczyna przeobrażać się w naprawdę urodziwy zapach.
Sandałowiec, kremowy, oleiście senny roztacza dookoła siebie leciutką, goździkową poświatę, która sprawia, że woń nabiera faktury grubego aksamitu z pluszowym błyskiem. Ten aromat, spokojny, czysty jak świeżo przecięte drewno, jednocześnie ciemny i jarzący się odbitym światłem jest tak samo tajemniczy i egzotyczny jak wygodny i komfortowy. Można zapaść się w jego mięsistej miękkości odnajdując na samym spodzie pikantne drzazgi gwiaiakowca i zapomnieć, choć na chwilę, o całym świecie.
Moksha jest zapachem niezwykle płochliwym, przez całe swe długie życie tli się tuż przy skórze w zależności od pogody czasami zaskakując akcentem dymu, czasami nadspodziewaną kwaśnością albo chłodem świerkowej żywicy.
Zdjęcie użytkownika serwisu flickr Romana Jestadt można znaleźć tu http://www.flickr.com/photos/molemanbmx/300421816/
Moksza w hinduizmie to ostateczne wyjście poza krąg samsary, wyzwolenie się z niekończącego się łańcucha wcieleń, zerwanie z ego, stał łączności z Absolutem.
Moksza (lub, w oryginale, Moksha) Ava Luxe tymczasem to spacer po składzie egzotycznych drewien, rozpoznawanie nazw i krajów pochodzenia długich, oheblowanych desek i delikatnych ręcznie rzeźbionych w drzewnej tkance egzotycznych bibelotów wszystkimi zmysłami, fakturą, zapachem, ciężarem, barwą, twardością, kształtem. Choć Moksha jest zupełnie odmienna niż moje pierwotne wyobrażenie pożegnałam się z własna wizją bez żalu a nawet z radością, że zamiast kolejnej kadzidlanej wariacji zaserwowano mi tak głęboko drzewny orient.
Drzewny dziwak
Pierwszy wdech i pierwszy test nie zapowiadał wcale wonnego zauroczenia. W jakiś nieprzyjemny sposób otwarcie jest nieświeże, słodkawo- przytęchłe za sprawą podwędzanego oudu, nieco zwierzęcego acz wciąż nie pozostawiającego wątpliwości co do swego drzewnego powinowactwa.
Złożona z oudem zwietrzała woń żywic drzew iglastych przywodzi na myśl pokój obity pociemniałą od powietrza i światła boazerią. Mieszka w nim ktoś już wiekowy, człowiek, dla którego nadmierna dbałość o higienę ciała i świeżość odzieży jest daleko na liście priorytetów. Choć lokator nie jest w tej chwili obecny w mieszkaniu wyłożone drewnem ściany wysyciły się zapachem jego ciała i oddają go powolutku wraz z własną, wytłumioną czasem, wonią.
Ciepła nuta bardzo dojrzałych mandarynek wychłodzona została chłodną, kującą żywicą cyprysowego drewna o podejrzanie aptecznym wyrazie. Długie poskręcane strużyny drewna sandałowego, bogatego, miękkiego, egzotycznego wkradają się do zapachu, jakby dostały się doń tylnymi drzwiami. Gdy jednak rozgości się na tyle, by przyciągnąć uwagę naszych zmysłów Moksha poczyna przeobrażać się w naprawdę urodziwy zapach.
Sandałowiec, kremowy, oleiście senny roztacza dookoła siebie leciutką, goździkową poświatę, która sprawia, że woń nabiera faktury grubego aksamitu z pluszowym błyskiem. Ten aromat, spokojny, czysty jak świeżo przecięte drewno, jednocześnie ciemny i jarzący się odbitym światłem jest tak samo tajemniczy i egzotyczny jak wygodny i komfortowy. Można zapaść się w jego mięsistej miękkości odnajdując na samym spodzie pikantne drzazgi gwiaiakowca i zapomnieć, choć na chwilę, o całym świecie.
Moksha jest zapachem niezwykle płochliwym, przez całe swe długie życie tli się tuż przy skórze w zależności od pogody czasami zaskakując akcentem dymu, czasami nadspodziewaną kwaśnością albo chłodem świerkowej żywicy.
Zdjęcie użytkownika serwisu flickr Romana Jestadt można znaleźć tu http://www.flickr.com/photos/molemanbmx/300421816/
Zdjęcie druge zaś znalazłąm na http://www.visualphotos.com
Jaka szkoda, że Moksha jest tak ulotna. Strasznie mnie to złości w aromatach, szczególnie tych najładniejszych, najbardziej interesujących. Tym bardziej jest to przykre, im większe przekonanie, że gdyby tylko zapach był odrobinę mocniejszy, wyczuwalny, chciałoby się go mieć. I to jak!
OdpowiedzUsuńZapachu wprawdzie nie znam, ale sądząc po opisie jest niezły. Szkoda że nietrwały :(
UsuńHm... ciekawe ja w nim nic nieświeżego nie czułam w zasadzie. Był to zapach bardzo suchy wręcz pieprzowy przyjemnie jednostajny przejrzysty przesrzenny, kojarzył mi się z Padpą, którą lubię ale nie na tyle żeby mieć :)
OdpowiedzUsuńHej coś cię nie widać od dawna na blogspocie. Jesteś? :)
OdpowiedzUsuńPolu, mnie bardziej niż z Padpą Moksha skojarzyła się z Sandałowcem od Profumum Roma choć zdecydowanie brak mu zmysłowej urody tego drugiego. Na zestawienie z Padpą nie wpadłam, może ze względu na brak jałowca i pieprzu, chyba pokuszę się o testy porównawcze.
OdpowiedzUsuńTovo, już jestem :)