poniedziałek, 12 marca 2012

Coromandel Les Exclusifs de Chanel

Kiedy byłam małą dziewczynką Ojciec z jednej ze swoich rozlicznych podróży przywiózł mi w prezencie słoik wypełniony saharyjskim piaskiem. Prócz niego otrzymałam też małą ametystową geodę i wielkiego, suszonego skorpiona. Ojciec zawsze wiedział jak mi sprawić radość. 
Piach z Sahary, połyskliwy, wytrawiony słońcem, ciemnobeżowy, ze złocistymi refleksami, jest niebywale miałki, ziarna kwarcu przez wieki tarte przez wiatry, mielone różnicami temperatur rozdrobniły się do postaci pyłu o dużej gęstości nasypowej. Gdy zanurzałam dłoń w słoiku suchy pył oblepiał skórę, wciskał się pod paznokcie, tworzył delikatną rękawiczkę szorstką i aksamitną jednocześnie.
Piaszczysty, szorstki i aksamitny jednocześnie jest bohater dzisiejszej opowieści.


Przechadzka po plaży.



Nie byłam co prawda nigdy na Nowej Zelandii i nigdy nie spacerowałam plażami półwyspu Coromandel, od którego imię swe te perfumy z linii ekskluzywnej Chanel wzięły ale wyobrażam sobie, że piach je zaścielający ma fakturę i sypkość piasku z mojego słoika. Gdyby zmoczyć tak drobny kwarcowy pył, gdyby nasączyć go porządnie wodą z oceanu powstałaby gładka, bardzo twarda powierzchnia, która nie uginałaby się pod nagą stopą, nie przywierała do skóry, nie szeleściłaby w takt kroków.




Takie jest właśnie otwarcie Coromandela. Żywiczne, ostre, szorstkie. I mocno paczulowe, choć w nutach roślina ta nie jest wymieniona. Ambra przepleciona nutami drzewnymi daje wrażenie spoistości zapachu i miarkuje paczulę, najpierw w postaci dymiących wilgocią śliskich, woskowych liści a później suchej, aksamitnej, czekoladowej słodyczy. Po inkrustowanym przyprawami, twardym, toczonym otwarciu zapach przestrzennie, nuty  rozpełzają się po skórze, rozsnuwają tworząc wonny, leniwy obłok. Ambra gęstnieje, staje się słodsza, bardziej syropowata, benzoina pojawiająca się powoli, nieśpiesznie, dodaje jej waniliowo- migdałowego wykończenia. Z czasem zapach staje się coraz bardziej suchy i coraz bardziej aksamitny. Piach, po którym stąpamy traci nasiąkłą wilgocią twardość i sprężystość, poczyna lepić się do skóry, przesypywać między palcami stóp. Jego miękki dotyk jest jak pieszczota, zmysłowa i niewinna zarazem. 




Znad pobliskich deszczowych lasów ciepły podmuch wiatru przynosi woń zieloności, mchu i ziemi. W oddali ktoś chyba pali drewno, które morze wyrzuciło na brzeg. Smużka jasnego dymu miesza się w wonią drzewnego popiołu, suchą i wytrawną oraz z kumarynową wonią mocno wyschniętego siana.


Coromandel, paczulowiec bez paczuli, jest zapachem eleganckim, przestrzennym, suchym i wykwintnym. Mości się na skórze miękko i dyskretnie ale jest niebywale trwały. 
Jeśli geograficzny Coromandel jest krainą tak piękną jak jego zapachowy imiennik od Chanel to koniecznie muszę kiedyś wybrać się w ten zakątek Nowej Zelandii. Po to choćby by przespacerować się po plaży, poczuć pod stopami temperaturę i fakturę piasku i przekonać się czy faktycznie podobny jest saharyjskiemu cudowi mojego dzieciństwa.


Oba wykorzystane zdjęcia krajobrazów Coromandela pochodzą z serwisu http://www.newzealandphotographer.com

2 komentarze:

  1. Piękny opis mimo, że ja odbieram Coromandel nieco inaczej i tak poruszył moją wyobraźnię a krajobrazy są tak piękne, że można patrzeć i patrzeć ... rozmarzyłam się:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy przeglądałam zdjęcia z Coromandela w Nowej Zelandii doszłam do wniosku, że ma tylko jedną przewagę nad swoim zapachowym imiennikiem- nie jest monotonny, jednostajny. Kompozycja Chanel choć piękna obłędnie mnie odrobinę nuży.
      W każdym razie cieszę się że spodobał Ci się opis i zdjęcia- kiedy jedziemy:) ???

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...