środa, 22 sierpnia 2012

Wakacyjna włóczęga: Istambuł, część pierwsza


Istambuł jest szalony. Brzmi to jak frazes ale naprawdę trudno znaleźć inne słowo, które opisałoby naturę tego rozpiętego między Europą a Azją, ogromnego, piętnastomilionowego miasta. Choć przecięte wpół Bosforem, geograficznie należy do obu kontynentów jego charakter jest azjatycki a właściwie arabski. Przypomina bardziej Algier, gwarny, zatłoczony, głośny niż europejską metropolię. Od Bosforu wieje lekka, słona bryza, miesza się z kłębami dymu z barów i obwoźnych garkuchni serwujących pieczoną kukurydzę, kasztany, ryby.Zakorkowane do granic możliwości ulice ryczą klaksonami, tłumy mieszkańców i turystów tłoczą się na chodnikach i jezdniach dodatkowo tamując ruch, liczne busiki kursujące pomiędzy dzielnicami Stambułu zatrzymują się na wezwanie, nieważne gdzie uliczni sprzedawcy nawołują, zachwalają towar a kupić od nich można wszystko- od ostryg dopiero co wyłowionych z Morza Czarnego, przepysznych przez wszystkie rodzaje ubrań, zegarki, zabawki aż do podróbek Euphorii i Dolce Vity.



Życie toczy się tu na ulicach, w kafejkach, przy przydrożnych straganach. Całe rodziny szukają ulgi w cieniach drzew, siadają wprost na ziemi lub chodniku chroniąc się przed spiekotą dnia, jedzą, rozmawiają, spotykają się.




Zakutana w czerń muzułmanka zakryta tak szczelnie, że spod hidżabu widać jedynie szparkę na oczy niesie na rękach swoją śpiącą, ubraną w przewiewną różową sukienkę córeczkę. Mija europejskie turystki odziane tak jak zwykłyśmy się ubierać przy trzydziestopięciostopniowym upale, Turczynki w chustach na głowie i w długich płaszczach, czasami tylko w chustach albo ubrane zupełnie po europejsku.




Muezzini pięć razy dziennie nawołują wiernych do modlitwy. Ich zniekształcone przez głośniki pieśni brzmią jak jękliwe lamenty, skargi albo pieśni rozpaczy.



e


Miasto pełne jest kotów. Chudych, wiecznie wygłodzonych, wąskopyskich, pełnych godności. Przechadzają się majestatycznie ulicami, śpią wśród ruin, pełnią straże honorowe przed naszym balkonem. Dokarmiam je systematycznie uszczuplając potajemnie zapasy wędliny przywiezione jeszcze z Polski. Jedzą chętnie ale nie łaszą się w podzięce ani nie dopraszają o jeszcze. Patrzą mi prosto w oczy i po kociemu wyginają ogony.



W Błękitnym Meczecie unosi się potworny fetor tysięcy spoconych stóp. Pot i brud wdeptywany przez turystów i wiernych, wnoszony na gołych stopach, wsiąkający w dywany zaparza się w gorącym powietrzu i niemal osiada na skórze, lepi się do ciała, wypełnia nos miękką, niemal namacalną masą. Miast oglądać cudownie zdobione ściany, podziwiać lekkość ogromnej konstrukcji dusiłam się z gorąca w obowiązkowych w świątyni muzułmańskiej chustach i od dławiącego smrodu. 

13 komentarzy:

  1. Koty to dumne stworzenia- i wcale się im nie dziwię. Bycie kotem to jest coś!
    Piękne i przeciekawe wakacje opisujesz.

    OdpowiedzUsuń
  2. O popatrz , wszystkie znane mi opisy meczetów pełne są zachwytu nad architekturą , niebiańskim spokojem , wszystkim , a nikt nie pisze tego co Ty - czyżby tamci nie mieli nosów ? Kiedy opisałaś nożny fetor uderzyło mnie, że to przecież musi być oczywistość , tylko dlaczego nikt o tym nie pisze :P
    CdG ma szansę na stworzenie szóstego "kadzidlaka" świątynnego , tylko kto by to kupił *brzydal*

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimie, koty to dumne stworzenia ale bycie kotem w Konstantynopolu to nie jest dobry los. Są wolne i pełne majestatu ale tak chude że najchętniej wszystkie zabrałabym ze sobą, do domu.

    Parabelko, muzułmanie mają obowiązek rytualnego obmycia stóp i dłoni przed wejściem do meczetu ale mimo to w każdym, w którym byłam unosi się zapach zapoconych stóp. W Błękitnym Meczecie był tak intensywny że wprost nie do wytrzymania, miałam odruch womitalny i chciałam uciekać za wszelką cenę.
    Być może innych opisujących wizyty w muzułmańskich świątyniach architektura zachwyciła tak głęboko, że nie zwrócili uwagi na taką drobnostkę jak zapach. U mnie jednak sakralne budowle islamu nie budzą AŻ takich emocji, znacznie głębiej poruszają mnie kościoły chrześcijańskie, niekoniecznie katolickie.
    Myślę że CdG powinno ten pomysł wykorzystać i słono Ci za niego zapłacić. Bo w końcu w czym gorszy jest zapach przepoconych dywan ow od smoły czy garażu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że wolność wiele jest warta. Chociaż też mam mocno rozwiniętą potrzebę przygarniania zabiedzonych kotów, muszę się jednak ograniczać tylko do dokarmiania.
      Może zabierzesz jednego, na wycieczkę do polski- ciekawe czy zamieniłby swoją wolność, na mieszkanie z tobą (ze wszystkimi kocimi udogodnieniami)

      Usuń
  4. Trzy Ryby, czy to przypadkiem nie Ty odkupiłaś ode mnie rok/pół roku temu Mitsouko edt (tester) na forum gazetowym? Jeżeli tak, to jak Ci się ją nosi?

    Byłam w tym roku w Turcji, jednak nie w Stambule. Odwiedziłam w zasadzie tylko jeden meczet, wiejski i malutki. Zapach w nim był na pewno dużo mniej uporczywy, lecz również dość ... charakterystyczny. Miałam wrażenie, że wszystko nim było przepojone (przede wszystkim chusty, które nam dano). I wyobrażam sobie, jak uderzające to musiało być w takim wielkim meczecie jak ten w Stambule;) Fakt - o tym się nie pisze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo możliwe że odkupiłam mój flakon EDT właśnie od Ciebie. Wszystkie stężenia Mitsouko nosi mi się wspaniale, najczęściej na mojej skórze gości w wersji wody perfumowanej ale szorstką i chropowatą EDT także wysoko cenię i często noszę.

      Kupiłam już sobie własną chustę i noszę ją przy sobie. Te przeznaczone dla turystek, dostępne przed wejściem do meczetów są brudne i cuchną po prostu przeokropnie.
      Fascynuje mnie jak muzułmanki wytrzymują w takim upale gdy zakutane są w nie cały dzień. Trudno mi uwierzyć że tak szczelnie odziane osoby nie padają trupem z goraca od razu po zejściu mi z oczu.

      Usuń
    2. Podobno to kwestia przyzwyczajenia . W bieli mozna zakutanym przeżyć cały dzien bezboleśnie , bo wcale nie jest gorąco , ale w czerni sobie tego nie wyobrażam....

      Usuń
    3. To cieszę się, że Mitsouko trafiła do kogoś, kto w pełni ją docenia. Ze mną, niestety, nie współgrała za bardzo, czego żałuję.

      Długie szaty muzułmanek to na pewno kwestia przyzwyczajenia, chociaż tam, gdzie ja byłam (na południu Turcji) czarnych sukni praktycznie nie widziałam. Niektóre muzułmanki chodziły co prawda zakryte, ale ubierały wzorzyste, raczej jasne stroje, co nawet ładnie wyglądało i mogło być w miarę wygodne.

      Usuń
  5. Parabelko, tu nie spotyka się kobiet w bieli. Mężczyźni i owszem, zdarzają się w białych chałatach ale przestrzegające hidżabu kobiety chodzą albo na czarno, z zasłoniętą twarzą albo w chustach i długich płaszczach, bardzo gustownych, jednokolorowych --chętnie kupiłabym sobie taki na temperatury około piętnastu stopni.
    Tylko nie wiem czy znajdę mój rozmiar- one są malutkie, tak przynajmniej o głowę niższe ode mnie.

    Lemonetko- Mitsouko to mój ukochany zapach, kapryśny, dziwny, niepokorny. Bardzo cieszę się tym flakonem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rybko - wiem , że one na czarno , dlatego nie rozumiem jak wytrzymują ;) Co do wielkości Turczynek - kiedyś baaardzo dawno była w warszawskim Muzeum Narodowym wystawa zbiorów tureckich , między innymi suknia małżonki sułtana nie pamiętam jakiego , w każdym razie tego pobitego przez Sobieskiego pod Wiedniem i zadziwił mnie rozmiar tej sukni - maleńka , na oko na jakieś 140 cm nie więcej , za to z cieniutką talią i bujnym biustem oraz biodrami - klasyczna klepsydra .

      Usuń
    2. A ja w pałacu Tokapi widziałam garderobę sułtanów- i zadziwił mnie ich rozmiar, kaftany i suknie były przeogromne, długie poły i rękawy sugerowały albo jakieś fantazyjne upięcia albo to, że władcy Turcji byli olbrzymami po 3 metry wzrostu!

      Usuń
  6. Niesamowite wakacje :)
    Może to kwestia przyzwyczajenia się do upałów?

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, pewnie i do upałów i do sposobu ubierania się.
    Ale mnie trudno było się przyzwyczaić do widoku tak odzianych osób przy temperaturze 38 stopni w cieniu.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...