piątek, 18 stycznia 2013

Ramon Molvizar: 4elements oraz 5elements

Jestem przekonana, że podsyłając mi próbki 4emelents i 5elements Wiedźma z Podgórza działała z pełną premedytacją. Wiedziała, że nie znam żadnego zapachu tej marki, wiedziała też, że w nie do końca racjonalny sposób jestem doń uprzedzona i o poznanie pachnideł hiszpańskiego kreatora nie zabiegam. Postanowiła więc wyręczyć los i wprost zmusić mnie do skonfrontowania się z własną nieuzasadnioną niechęcią oraz z samymi zapachami.
Z jakimi efektami?
Ano, z dziwnymi, tak dziwnymi jak same poświęcone żywiołom pachnidła. Tak przypisane kobiecości 4elements jak symbolizujące męskość 5elements to perfumy, które nie próbują, mniej lub bardziej udanie, naśladować natury. Zapachy te kreują własny wonny wszechświat łącząc akordy ziemiste, kwiatowo- roślinne z nutami syntetycznych aldehydów, metalu, szkła, pracującej maszyny.
Intrygujące?
No ba.




Cztery Żywioły

Wyobraźcie sobie cyborga. Takiego jak Terminator na przykład, który pod ludzką zdawałoby się skórą kryje metalowy szkielet. Wyobraźcie sobie jak mógłby pachnieć cyborg, jaki zapach mógłby powstać z połączenia nut ciepłej, ludzkiej skóry, krwi, metalu i elektryczności. Udało się Wam? Jestem pewna, to było proste.




Może nie proste obiektywnie ale z pewnością łatwiejsze niż to, o teraz Was poproszę. Mianowicie: wyobraźcie sobie cyborga -enta. Szalony pomysł, wiem. Żadnego jednak innego porównania czy wyobrażenia nie umiem przywołać by oddać dziwaczność i niezwykłość 4elements.
Wyobraźcie więc sobie zapach istoty, która jest jednocześnie drzewem i maszyną. Która równolegle należy do dwóch światów, do natury i do technologii; która jest jednocześnie pradawna jak jej omszały, gruby pień a zarazem na wskroś nowoczesna, wręcz futurystyczna.



Zimny, krystaliczny metal przerasta żywą, pulsującą sokiem drzewną tkankę; zapach butwiejących liści przenika ostra, spiczasta nuta ozonu; woń wilgotnej ziemi, gnijących kwiatów splata się z niepokojącym, aldehydowym aromatem pracującej maszyny stworzonej dzięki bardzo zaawansowanej, precyzyjnej technologii. To praca czysta, niemal steryna, starannie dopasowane stalowe części poruszają się bezgłośnie, nie potrzebują smaru ani chłodziwa, błyskają zimnym, chromowym blaskiem spod chropowatej drzewnej kory. Takie jest właśnie otwarcie 4elements.
Ani ładne ani brzydkie. Dziwne, niezwykłe, niepokojące.
Zapach ciąży ku leśności i ziemistości, nagi metal szkieletu enta-cyborga zarasta z wolna drewnem i korą, 4elements jakby "normalnieją" i można wreszcie uznać, że to perfumy a nie wonny happening albo eksperyment. Ziemisty, pełen soku wetiwer oraz układające się w zaskakująco orientalny sposób żywice splatają się w bazę, wciąż lesistą, niezwykłą i dziwaczną ale już zdecydowanie perfumeryjną i miłą powonieniu.


 Pięć Żywiołów



5elements to o jeden składnik więcej. Ramon Molvizar sięgnął do alchemii po tajemniczy eter, ową dziwną substancję, która wypełnia cały wszechświat, przenika wszystko co istnieje jak pitagorejska muzyka sfer. I tak jak wobec muzyki sfer tak wobec eteru ślepe są nasze zmysły, nie potrafimy go wyczuć, dotknąć, wywąchać. 
Dlatego chyba nie powinno dziwić mnie,  nie jestem wstanie wyłapać w strukturze kompozycji kapryśnego eteru, nie umiem go precyzyjnie opisać ani nazwać. Z całą pewnością stwierdzić jednak mogę, że perfumy te wiele wspólnego mają z symbolizującym kobiecość odpowiednikiem. Są równie dziwaczne i niepokojące, w nich także zieloność i lesistość splata się technologią i inżynierią. W 5elements przesunięto jednak punkty ciężkości z drzewności i roślinności na ziemistość i grzybność.
Starożytni Chińczycy uważali, że żywiołów jest pięć a nie cztery. Prócz tych, które znamy z europejskiej tradycji wymieniali także drewno. Gdyby zamiast niego wymienili grzyby lub grzybnię zagadka 5elements byłaby prosta do rozwiązania.



Otwarcie jest niby normalne- ot, kwiaty. Świeże, jaskrawe, wyraźne, nie byłoby w nich nic nienormalnego gdyby nie to, że zostały nadpalone. I to nie ogniem a żrącym kwasem, który, spływając kroplami po barwnych płatkach zostawia po sobie brązowiejące dziury, który rozpuszcza łodygi, wysysa kolory i zmienia pąki w bezkształtną maź. Pachnie przy tym toksycznie i jadowicie, wżera się z węchowe receptory i usiłuje zatruć mózg, napiera gryzącymi falami by nadspodziewanie szybko wyłagodnieć przekształcając się w aromat bardzo dojrzałych, fermentujących od nadmiaru słodyczy owoców.
A później pojawia się grzybność, gąbczasta woń mokrej plechy. Dokładnie taka, którą poczuć można wczesną jesienią w środku urodzajnego w grzyby lasu, wilgotna i ziemista. Obok zaś rozwija się akord metaliczno- mineralny, dokuczliwy jak kryształki soli uwięzione pod paznokciem, zimny, lekko kwaśny, drażniący i obcy na tle mszystej leśności.
Trzeciej warstwy zapachowej piramidy właściwie nie ma. Grzybnia nieubłaganie obejmuje w posiadania całą kompozycję swymi bladymi, delikatnymi, ażurowymi lecz zdolnymi kruszyć asfalt strzępkami. Ciepłota kremowej bazy nie szans rozpełznąć się po skórze, finisz zapachu znaczy więc tylko subtelna, ledwo wyczuwalna smuga kadzidlanego dymu.

Wiedźmo, dopięłaś swego.
Dziękuję Ci przeogromnie, spotkanie z tymi dziwakami było niesamowitą przygodą.

Ilustracja pierwsza pochodzi z bloga http://edidin.blox.pl
ilustrację drugą pożyczyłam od http://pl.lotr.wikia.com
ilustracja czwarta znajduje się na http://www.soulwoman.org
zdjęcie stanowiące ilustrację piątą wykonał alister, znaleźć je można na http://photo.bikestats.eu/

12 komentarzy:

  1. Bo to było tak: zarówno Mamusia, jak i Tatuś niżej (raczej wyżej, ale mniejsza o to ;) ) podpisanej to czystej krwi, spontaniczne, wygadane wredoty. Oni i cała reszta rodziny, między nami mówiąc. Zatem już sama genetyka sugeruje, że "miałam" dwa wyjścia: albo stać się nadwrażliwą ciepłą kluchą, albo wyrobić w sobie wredność do kwadratu. ;) No i chyba wyszło na to drugie. ;]

    No dobra, poważnie: podejrzewałam, że zapachy mogłyby Cię zainteresować. Może nie zachwycić, ale właśnie zafrapować, jakoś tam wciągnąć. Po protu chciałam, żebyś je poznała, no. :)
    Cieszę się, że czasu spędzonego na testach nie uważasz za zmarnowany. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że wybrałaś wredność do kwadratu. Ciepłe kluchy stają mi krochmalem w gardle i budzą agresję.

    Żywioły sprawiły, że musiałam poddać w wątpliwość moją opinię o marce Ramon Molvizar. Przekonana byłam, że to producent perfum luksusowych: nieprzyzwoicie drogich, złożonych z najlepszych składników, opakowanych w blichtr i zbytek, bezpiecznych i po prostu urodziwych.
    Żywioły tymczasem to nisza- i to w ortodoksyjnym ujęciu tego słowa.Jestem zaskoczona i zaintrygowana- i chyba będę chciała poznać kolejne zapachy tego kreatora.

    OdpowiedzUsuń
  3. W ofercie marki są zapachy poprawne (jak Luna-Moon) czy wręcz przeciętne (Precious), ale zdarzają się prawdziwe perełki, jak choćby Żywioły, sławne Black Cube albo Oud Secret - ale tego Ci nie polecam, ze zrozumiałych względów. ;)
    Pozostaje Ci chyba tylko "najgorsza" opcja z możliwych, czyli osobiste testowanie wszystkiego. :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: po spotkaniu z Żywiołami nie nabrałam pasji do marki RM i nie będę stawała na głowie by zdobyć próbki. Ale jeśli wpadną w ręce albo w oko- czemu nie?

      Usuń
    2. No pewnie; to nie jest marka, dla której warto się zabijać, ale jeśli się trafi coś nowego, to nie ignoruj, dopsz..? ;)

      Usuń
    3. Tak jest!
      Niepokoi mnie Czarny Sześcian - moja niedawno odkryta faza na oudy, poszukiwania kolejnego świętego Gralla na miarę My Oud, pięknego a nie urynalnego, dezynfekcyjnego albo ropopochodnego coraz częściej zawracają myśli do Black Cube.
      Pewnie kiedyś poznam.

      Usuń
    4. Kurczę, żałuję, że samolubnie wysączyłam resztki ze swojej próbki jeszcze zanim wpadłam na pomysł uszczęśliwienia Cię na siłę Molvizarami. Ale na pewno jeszcze będziesz miała okazję przetestować. Głośne zapachy mają to do siebie, że sprzedają się nawet jako sample "not for sale". ;) Na szczęście dla nas.
      Prędzej czy później trafisz nań w jakiejś wymianie lub czymś podobnym.

      Usuń
    5. Głośne i drogie zapachy mają to do siebie że sprzedają się głównie z napisami "not for sale"- albo jako sample albo testery.
      Black Cube nie zając, nie ucieknie. Na razie cieszę się oswojonymi niespodzianie oudami i tonę w agarowej rozpuście.

      Usuń
  4. Jakoś tak laboratoryjnie mi się skojarzyło :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesli dobrze kojarzę to jesteś chemiczką z wykształcenia- jeśli mam rację to cieszę się że udało mi się wywołać w Tobie takie skojarzenie

    OdpowiedzUsuń
  6. Dokładnie :)
    I z wykształcenia i z zawodu.
    Zapach skojarzył mi się ze starym laboratorium na PW, czyli grzyb na ścianach i chemiczne zapachy unoszące się po całej sali. I taki dziwny zapach zimnej wilgoci, który często czuć w starych budynkach :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapach starych, zagrzybionych budynków znam. Też uczęszczałam do podobnego do laboratorium ale w tym moim unosił się głównie zapach formaliny.
    5elements to raczej grzybnia z lasu, nie ze ścian. Tak na mój nos oczywiście.
    Nie ma w nim stęchłości jest za to lesistość, chłodna i wilgotna.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...